poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział I

  

And if I only could
make a deal with God
And I'd get him to swap our places
Be running up that road
Be running up that hill
'No problems*


  



  Pamiętam to bardzo dokładnie. Lało. Krzątałam się cały dzień. I choć miałam wolne, nie ruszałam się z domu. Byłam dziwnie przygnębiona, jakaś nieswoja. Nie miałam na nic ochoty, nawet wizyty Naruto nie skłoniły mnie do wyjścia. Uparłam się, że wieczór spędzę całkiem sama. Odczuwałam taką potrzebę. Uzumaki marszczył tylko nos i kręcił z niedowierzaniem głową. Nie chciałam robić mu na złość, a on nakręcał się coraz bardziej po kolejnej mojej odmowie. Miałam nawet zamiar dać mu raz po czuprynie, ale tego dnia ubyło mi nawet coś z temperamentu.

-Też to czujesz, Sakura-chan?
Ostatecznie wprosił się na herbatę. Siedzieliśmy już ponad godzinę, a Naruto zdawał się nie kończyć swoich radosnych opowiastek o Hinacie i dzieciach. Nie zabierałam głosu. Jednak tuż po anegdotkach musiałam wysłuchać setki zażaleń dotyczących mojego stylu życia i braku zaangażowania w relacje z przyjaciółmi. Naruto nie był w stanie pojąć, jaki ciężar dźwigałam pod twoją nieobecność. Zdawał się nie pamiętać tego trudu i znoju, gdy nie wszystko się układało, gdy czegoś brakowało. Tęskniłam za tobą i wierząc w twój powrót, w sercu roiło się mnóstwo wątpliwości. Minęło już tyle czasu... Ale przecież obiecałeś. Powiedziałeś, że wrócisz.
-Co mam czuć, Naruto?
Oparłam się ramieniem o ścianę, przyglądając się, jak Uzumaki przyodziewa płaszcz i kapelusz Hokage.
-Coś wisi w powietrzu, nadchodzą jakieś zmiany...
Jego oczy utkwiły w moich. Jak bardzo oczywisty był fakt, że po słowach blondyna od razu pomyślałam o tobie? Spuściłam wzrok, ruszając w stronę Naruto. Otworzyłam szeroko drzwi, a chłodny wiatr i smugi deszczu wtargnęły z impetem do mojego mieszkania. Ucałowałam policzek przyjaciela, dopinając mu płaszcz pod samą szyję. Zarumienił się.
-Nie wiem, Naruto, może masz rację...
Nie byłam do końca pewna, czy oboje myślimy o tym samym. W jednej chwili zapomniałam o teraźniejszości, a w mojej głowie powstawały różne wizje alternatyw mojego życia. W jednej z nich wcale nie odszedłeś z wioski, za to skutecznie odrzuciłeś moje uczucia, w ten sposób zaakceptowałam zauroczenie Naruto i krok po kroku uczyłam się modyfikować swoją przyjaźń na partnerską miłość. Czy byłabym do tego zdolna? Czy przy odrobinie chęci udałoby mi się zbudować drugie tak mocne uczucie? Nie... To nie byłoby wcale takie proste. Może nawet nie byłoby wykonalne. Odzyskałam nagle świadomość, gdy Uzumaki uniósł dłoń w akcie pożegnania i opuścił moje mieszkanie. Zamknęłam za nim drzwi, trąc zziębnięte ramiona. Długo wyglądałam za okno, aż sylwetka Naruto nie zniknęła w kolejnej uliczce. Biegł z powodu deszczu. Jedną ręką przytrzymywał kapelusz, aby nie porwał go wiatr. Poczułam ogromny smutek. Wydawało mi się, że jednak nie chciałam być tego dnia sama, a uczyniłam wszystko, żeby tak się stało.  Może gdybym nie była tak uparta... Może gdybym podejmowała lepsze decyzje... Ale to przecież nieodłączny element życia, prawda? Zwłaszcza u płci żeńskiej. Tak już działamy, tak jesteśmy skonstruowane... I gdybym miała powiedzieć ci, gdzie kobiety popełniają błąd w wyborze mężczyzn, odpowiedź by brzmiała: już na samym początku. Nie kochamy częścią siebie, nie rozliczamy mężczyzn z wad i zalet. I to dlatego w obliczu twoich najcięższych zbrodni, ja wciąż żywiłam do ciebie te same uczucia... Co więcej- towarzysząc ci w pierwszych etapach kształtowania swojej drogi shinobi, nie ujrzałam żadnej rzeczy, która w jakiś sposób zniechęciłaby mnie do ciebie. Oddalając się, wpływałeś na moją miłość, która rosła w siłę, tak jak twoje pragnienia zemsty kiełkowały w twojej duszy. Już wtedy chciałam ci pomagać, próbowałam wypłakać i wykrzyczeć twoją przychylność. Ale to wszystko było dla mnie jeszcze za trudne; jako nastolatka nie znałam żadnej innej lepszej strategii na podbicie serca Uchihy. I nie potrafię zarzucić sobie niczego. Chociaż nie umiałam zatrzymać cię przy sobie, to przynajmniej dokonałam czynów najwyższej rangi, okazując ci swoje uczucia w najbardziej ekstremalnych warunkach. Już wtedy zasiałam w tobie myśl o Sakurze-partnerce, o tej dobrej, oddanej i zaufanej. Nie zdawałeś sobie sprawy, że tak szybko zaszczepiłam w tobie trwałą koncepcję. Nieświadomie tkwiłam w twojej głowie i pojąłeś to dopiero kilka miesięcy temu, przychodząc po mnie do Konohy. Oswajałam cię długo i  żmudnie. Szukałam każdej okazji, aby znów się z tobą zobaczyć. Pamiętasz, prawda? Chciałam, byś nie odchodził. Chciałam twojego powrotu. Chciałam cię zabić. Chciałam twojej pomocy, chciałam, byś w końcu wybaczył sam sobie. Odchodząc po Wojnie, żegnałeś mnie z ciepłem, którego nigdy wcześniej nikomu nie podarowałeś. Patrzyłeś na mnie i znowu w twojej głowie powracały te znane skojarzenia, hasła nasiąknięte wyjątkowym dobrem, tym skierowanym tylko do ciebie. Wiedziałeś, że wrócisz. Wiedziałeś, że będę czekać. Chciałeś to zdobyć i mieć na własność. Przynajmniej tak kierowała tobą myśl, kiedy ty sam łudziłeś się, że ułożyłeś ten plan wyłącznie po swojemu. Nie, Sasuke, ja i moja osobowość nie są po twojemu. A jednak przez tyle czasu przetrwałam w twojej głowie jako symbol nadziei i dobra. Nieważne ile, nieważne jak, nieważne gdzie- jestem, bo podświadomość każe ci do mnie wracać. Choć nic dla ciebie nie znaczę, choć patrzysz na mnie z góry jak na wszystkich, to... nie byłbyś w stanie tolerować nikogo innego. Po prostu.  Następny dzień również był ponury, jednak opady ustały. Konoha wyjątkowo ociężale budziła się ze snu, ludzie na ulicy poruszali się wolno i w ciszy. Mogłabym wtedy przysiąc, że słowa Naruto nabrały tego ranka jakiegoś znaczenia- zbliżała się burza, coś miało się wydarzyć. Jak w transie podążyłam wczesnym południem do gabinetu hokage. W budynku każdy za czymś gonił, shinobi wymieniali się krótkimi informacjami, mijając kogoś po drodze. Mówili szybko, żwawo gestykulując i zostawiając rozmówcę w niemałym otępieniu. Każdy przyglądał mi się z wielką uwagą, jakbym była dla nich kimś zupełnie nowym lub co najmniej zmieniła kolor swoich włosów... Z szeptów nie rozumiałam ani słowa, kolejne pokonywane przeze mnie stopnie doprowadzały mnie do szału. Z drugiej strony nie spałam dobrze tej nocy i może to tylko moja głowa plotła mi figle, a świdrujące spojrzenia shinobi były po prostu zwykłym urojeniem? Ale jeśli nie o mnie tak zażarcie dyskutowano, to o czym? ....O kim? Stuknęłam dwa razy w drzwi, wchodząc bez odpowiedzi do środka. Za biurkiem nie siedział nikt inny, jak uśmiechnięty i pełny siły do działania Uzumaki, jego biurko przypominało małych rozmiarów śmietnisko, którego naturalnie sam był twórcą. Kubki po ramen stanowiły osobne wzgórze, zaś drugą stronę zajmowały skupiska dokumentów i teczek, o których Naruto zwykł mawiać "ważne śmieci". Wszystko w jego gabinecie miało swoją wyjątkową hierarchię. 
-Sakura-chan. Jak dobrze, że jesteś- ku mojemu zaskoczeniu, jego głos był cichy i poważny. Uśmiech gdzieś przepadł. 
-Stało się coś, czcigodny hokage?- Naruto wciąż dostawał tego szalonego błysku w oczach, gdy ktokolwiek wspomniał o jego wyjątkowym tytule. Można było podejrzewać, że nawet z upływem lat mężczyzna ten nie zmieni się pod żadnym pozorem. Sprawowana przez niego władza oraz rodzina, którą założył, stały się nieodłącznym elementem napędzającym wszelkie pokłady energii Uzumakiego. Był człowiekiem dumnym i szczęśliwym. Jednak po tych wszystkich przykrych zdarzeniach i walkach, w których nieustannie ryzykował własnym życie, kto byłby w stanie stwierdzić, że nie jest tego godzien? Nikomu innemu jak właśnie Naruto należało się tak piękne i pełne radości dorosłe życie. Spod opadających mi powiek obserwowałam, jak Uzumaki przemierza wzdłuż i wszerz swój gabinet. Opowiadał z niezwykłą ekspresją o niespodziewanym gościu, który nawiedził go poprzedniego wieczoru. Naruto miewał takie wizyty po kilka razy w miesiącu, jednak zawsze ubierał te historie w barwną otoczkę, która miała porwać słuchacza. Zakapturzona postać, dziwna godzina, niewyczuwalna chakra- zawsze ten sam schemat. Znużona przeniosłam oczy na okna, za którymi pojawiła się już mżawka. Zdając sobie sprawę z faktu, że nie wzięłam z domu żadnego okrycia, chciałam jak najszybciej opuścić gabinet i wrócić jeszcze przed ulewą. Mając na uwadze, jak dawno nie poświęciłam Naruto chociaż odrobiny swojego wolnego czasu, tonem spokojnym i najbardziej uprzejmym, na jaki było mnie stać, rzuciłam:
-Podałbyś w końcu jakieś konkrety. O kim mówisz? Kto był wczoraj u ciebie?
Blondyn stanął nieruchomo z otwartą buzią, jakby słowa ugrzęzły mu nagle w gardle. Wrócił do swojego biurka, przyjmując pozę piątej za dawnych czasów. Podparł podbródek o knykcie, patrząc na mnie uważnie. Zniecierpliwiona ruszyłam w stronę drzwi, nie udając nawet jakiegokolwiek zaciekawienia dalszymi opowieściami Naruto. Chwytając za klamkę, zza pleców padły nagle słowa, których dźwięk wstrząsnął moim ciałem. 
-On wrócił, Sakura. Jest już w wiosce.  
  W przypływie szczęścia i wzruszenia wybiegłam z budynku hokage. I choć po drodze do domu złapały mnie lodowate strugi deszczu, to nadal płonęłam z myślą o spotkaniu z tobą. Naruto nie mógł kłamać. Nie w takiej sprawie. Wpadłam do mieszkania, ciężko dysząc. Przebrałam się i zaparzyłam herbatę. "Powiedział, że przyjdzie do ciebie", to było jak sen, działo się coś, na co czekałam ponad cztery lata, coś, czego pragnęłam, będąc jeszcze małą dziewczynką zakochaną w cudownym tajemniczym chłopcu. Wyrządzone mi krzywdy miały zostać spłacone, a ja miałam poznać, jak smakuje szczęście, szczęście dzielone właśnie z tobą. Gdybyś tylko wiedział, jak mocno biło moje serce przez całe popołudnie, wieczór i pół nocy tego samego dnia, dopóki objęcia Morfusza nie uśpiły mojej świadomości, akurat wtedy, gdy zapukałeś do drzwi. Jeszcze nieprzytomna zaprosiłam cię do środka, wpierw nieśmiało przyglądając się twojej sylwetce. Nie byłeś Uchihą sprzed czterech lat. Znowu urosłeś, twoje ramiona były szersze i potężniejsze. I choć twarz nabrała typowych męskich rys, to oczy nadal pozostały te same. One sprawiały, że poznałabym cię zawsze i wszędzie. Nie chciałeś usiąść, choć nalegałam. Nie byłeś głodny ani spragniony. Szybko poinformowałeś mnie, że przyszedłeś tylko w jednej sprawie. Mój entuzjazm i całe szczęście spowodowane twoją obecnością zniknęły w mgnieniu oka. Postawiłeś mnie w sytuacji bez wyjścia. Zadałeś pytanie, które odebrało mi resztki nadziei na wymarzoną przyszłość. W jednej chwili uświadomiłeś mi, że choć zostawiasz mi możliwość podjęcia decyzji, ty już doskonale wiesz, co się stanie. Pamiętam, że stanęłam centymetry od twojego ciała, czekając na jakikolwiek miły gest z twojej strony. Nie zrobiłeś nic, aby mnie zachęcić. Nie dodałeś żadnego słowa, które miałoby podtrzymać mnie jakoś na duchu. Stałeś niewzruszony, spoglądając na mnie i wyczekując odpowiedzi. Chciało mi się płakać. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie na ten dzień wyczekiwałam tak długo. Czy Naruto wiedział przede mną? Czy to dlatego spochmurniał, mówiąc o twoim powrocie? Zacisnęłam mocno pięści, nadal stojąc tuż przy tobie. Bałam się spojrzeć prosto w twoje oczy.
-Czy mogę się jeszcze zobaczyć z Naruto? -ledwo powstrzymałam drżenie głosu. Przecież nie oferowałeś mi wakacji poza krajem, nie byłam głupia. Nie znając żadnych szczegółów, przeczuwałam, jakie będą konsekwencje mojego wyboru. Miałam to na niewidzialnym piśmie. Jednak chciałam tego. Pragnęłam całą sobą, tak naprawdę nie musiałeś robić nic, aby mnie nakłonić. 
-Teraz? I co mu powiesz?
Rozpłakałam się. Miałam przed sobą wszystko, czego pragnęłam. Przyszedłeś właśnie po mnie, po swój symbol nadziei i dobra. Nie mogłam cię zawieść, nie mogłam pozwolić ci odejść beze mnie. Nawet, gdy nie otrzymałam żadnych obietnic i zapewnień, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży... Byłam twoja i zawsze będę. Ale mimo uczuć, jakie do ciebie żywiłam, nie umiałam bez skrupułów opuścić swojego domu, choć stanowiłeś ostatnią część układanki mojego szczęścia i tylko ty mogłeś sprawić, bym nie potrzebowała niczego więcej. Czy byłeś w stanie zrozumieć moją sytuację? Czy zdawałeś sobie sprawę, ile poświęcam w imię miłości do ciebie? Sasuke... tak bardzo się cieszyłam, gdy przekroczyłeś próg mojego mieszkania... Twoje jedno pytanie sprawiło, że moje uczucia względem ciebie zapłonęły na nowo. Chciałam za wszelką cenę potwierdzić, co mogę ci ofiarować i że jesteś tego wart. Przecież tak długo na ciebie czekałam... Musiałam cię dotknąć. Sprawdzić, czy jesteś prawdziwy. Może to kolejne moje urojenia? Nie spałam od tak wielu godzin, organizm domagał się odpoczynku. Objęłam twój kark, przywierając mocno ciałem. Wdychałam twój zapach, ucząc się go na nowo. Nawet nie drgnąłeś. Odsunęłam się, ujmując dłońmi twoją twarz. Byłeś inny. Znowu. Znowu chłodny, obojętny i nieczuły. Już kiedyś widziałam to spojrzenie. Mrok walczący z dniem. Uczucia tłumione doszczętnie i nieodwracalnie. Jakby wróciły te oczy sprzed dziesięciu lat...
  Pozwoliłeś mi zabrać tylko najbardziej potrzebne rzeczy. Żadnych ubrań, żadnych przyborów. Ostatecznie spakowałam jedynie dokumenty i broń. O Kusagakure nie wiedziałam zbyt wiele, ale bycie shinobi zobowiązywało nie tracić czujności. Czułam na sobie twoje spojrzenie, gdy mocowałam podręczną broń przy udzie, tłumiąc już narastające we mnie nowe spazmy płaczu. Słońce miało już wschodzić, gdy opuszczaliśmy razem mieszkanie. Schowałam klucz do plecaka. Strażnik bez słowa pozwolił przekroczyć nam główną bramę. Pojedyncze gwiazdy widoczne na niebie wskazywały zachód, dokąd zmierzaliśmy. Powietrze było ciężkie, a na mojej skórze wystąpiła gęsia skórka z powodu niskiej temperatury. Ostatni raz obejrzałam się za ramię, rzucając nieme pożegnanie w stronę Konohy. Nie pytałeś, czy jestem pewna, nie chciałeś ciągnąć mnie za język, nie potrzebowałeś moich słów. Chciałeś czynów, tylko czynów. Tylko to ma dla ciebie jakieś znaczenie. Rozkazy. I posłuszeństwo.








------------------------------

*Placebo - Running Up That Hill



Pierwsza piętnaście. Po co komu sen?




5 komentarzy:

  1. Tajemniczo. Jestem ciekawa jak się rozkręci, czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje opowiadanie zostało pomyślnie opublikowane na Lapidarium. Zapraszam do zgłaszania nowych rozdziałów!

    Mayako z
    http://lapidarium-narutowskie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak dobrze rozpisałaś jej uczucia, że w pewnym momencie autentycznie się wzruszyłam. Biedny żywot tej naszej Sakury...dodawaj szybko kolejny rozdział :D Powodzenia
    ps czasem nie mogę z siebie- w Twoim opowiadaniu Naruto jest już z Hinatą i mają dzieci widocznie, a ja i tak przez pierwszą część miałam w głowie NOW, KISS pomimo tego, że nie shippuje i zdecydowanie wolę SasuSaku XDDDDD biedne moje paringowe serce

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest genialne *,* Pochłonęłam ten rozdział mig, tak przyjemnie się czyta. Historia zaczyna sie naprawdę corkage..jus nie mogę się doczekać! Pisz pisz . Cudeńko...Dawn mnie tak nic nie with no. Czytając to post prostu bylam tam I przeżywałam to razem z Sakurą...
    pozderki MGG

    OdpowiedzUsuń
  5. Co... zamurowalo mnie... nie sądziłam że kiedykolwiek i gdziekolwiek zobaczę TEN pseudonim. . Szukałam Cię oj nie ładnie tak usuwać bloga. .. masz minusa. ..

    OdpowiedzUsuń