niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział II

  


On bended knee is no way to be free
Lifting up an empty cup I ask silently
that all my destinations will accept the one that's me
So I can breathe*





 Czy właśnie tego uczyłeś się tyle czasu? Czy właśnie to uczucie nie pozwalało ci spać w nocy, by zregenerować swój umysł i ciało? Czy w ten sposób traciłeś resztki wrażliwości i odsuwałeś wszystkich od siebie? 
Nie wiem, czy żałuję. Na pewno mogę wyznać, że opierałam się bardzo długo. Nie chciałam być złapana w sidła twojej chłodnej aury. Nie tak to miało wyglądać. Przecież pierwsze dni spędzone przy twoim boku były niczym niedopracowana realizacja moich największych marzeń. Bo byłeś ty. Jeszcze wtedy błądziłam między jawą a snem. Mimo opuszczenia domu, mimo porzucenia najbliższych... Kochanie, to wszystko przypominało mi jakąś zimną grę... Jak droga bez powrotu, a od ciebie żadnych wskazówek, a przede mną twoja mroczna otchłań...
  Trudno jest mi znaleźć słowa, które opiszą dzień, gdy udokumentowałeś moją miłość. Nie naszą. Moją. Wszystko było już gotowe. Moje piękne jedwabne kimono. Czułam tą dziwną hipnotyzującą energię, wpatrując się w nie po raz pierwszy. Tkanina za wielkie pieniądze. Twój znak klanu zdawał się przemawiać do mnie. Ostrzegał przed tobą, przed tym nazwiskiem. Twierdził, że wciąż mam wybór. Że mogę uciec. Ale ja nie jestem tchórzem i żadne urojenia nie miały prawa tego zmienić. Tego dnia nie widzieliśmy się od samego rana. Byłam zupełnie sama. Dostałam bardzo prostą instrukcję: "czekać na kobietę". Czekałam. Zwiedzałam nowy dom pełna zadumy i w poczuciu czegoś w rodzaju... trwogi? Nie wiem do dziś. Przecież nie mogłam się bać, nie mogłam obawiać się spełnienia swoich marzeń. Nie to powinna odczuwać kobieta w dniu ślubu. Jednak moja dusza była zupełnie spokojna, bo nie dręczyły mnie żadne wątpliwości. Wiedziałam, dlaczego podążyłam za tobą, rozumiałam moje oddanie aż nazbyt dobrze. Po prostu chciałam, nie wyobrażałam sobie przepuścić takiej okazji. Musiałeś być mój. Nie. Ja musiałam być twoja.  
  Dzwonek do drzwi. Projektantka mojego kimona miała również za zadanie pomóc mi w jego założeniu. Nie patrzyła w moje oczy. Kłaniała się tylko nisko, gdy powiedziałam choć słowo. Jej ręce drżały, gdy układała materiał na moim ciele. Kimono pasowało w każdym calu. Długość rękawów, wycięcie przy szyi. Przerwałam ciszę między nami:
-Skąd znała pani moje wymiary?
Krawcowa opuściła tylko niżej głowę, poprawiając fałdy u dołu kimona. Po białej szacie przyszła kolej na następne warstwy. Nagle we framudze drzwi pojawiła się twoja sylwetka. Lustrowałeś mnie uważnie, przez co moje policzki oblały się wyraźnym rumieńcem. Obawiałam się, że nie będę ci odpowiadać, że będę ci przypominać zwykłą kukłę w tradycyjnych szatach i że w tym wszystkim tylko czerwona i biała nitka będzie miała dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. Jak na zawołanie przeniosłeś wzrok na moje ostatnie, zewnętrzne ubranie. Jego granat był soczysty, znak na plecach idealnie kontrastował z barwą materiału. Widziałam w tobie dumę. Tą samą, która rozpierała mnie od początku dnia.
Byłeś wtedy prawdziwy. Jakby bardziej otwarty. Stanowiłeś obraz człowieka, który naprawdę czegoś pragnął. Wydawało mi się, że emanujesz swego rodzaju szczęściem. Uchiha przecież nie planują niczego ot tak. Zależało ci na czasie, coś cię goniło, a ja nieświadoma tej całej presji trwałam w tych pięknych chwilach. Jeszcze wtedy wierzyłam, że wszystko idzie ku lepszemu. Po zakończeniu ceremonii moje oczy były wciąż zaszklone. Twój delikatny pocałunek napełnił mnie jakąś siłą. W tym krótkim zdarzeniu przeżyłam coś wykraczającego poza mój umysł. Twoje usta były dokładnie takie, jakie je sobie wyobrażałam. Czekałam na nie latami. I choć nie prosiłam o więcej, cała w środku drżałam, z powodu twoich warg i twojej bliskości.
Miałam powierzone mi zadanie jak na dłoni. Wysłuchałeś moich modlitw, uczyniłeś swoją, nie licząc się z moim wcześniejszym cierpieniem. Moje serce pęczniało w tym dniu, napawało się zaistniałym faktem. Już nie byłam niczyja, miałam o kogo dbać, kogo kochać i z kim dzielić resztę swojego życia. Czego więcej mogłam oczekiwać? Jak poprawnie powinnam wyrazić swoją wdzięczność? 
A to wszystko miało się wkrótce rozpaść. Z hukiem.
  Po powrocie z uroczystości odwiesiłam swoje cudowne kimono do szafy. Traktowałam je niczym najkruchszą rzecz na świecie. Podziwiałam je w sposób naprawdę wyjątkowy. Ta szata ślubna stanowiła twoją dobroć i szczodrość. Ona uczyniła mnie twoją żoną, a Twój wachlarz od tamtej pory zdobił każde moje ubranie. Zmieniałam się wewnętrznie, ale w sposób, który bardzo mi się podobał. Jako Sakura Uchiha odnalazłam w sobie ciszę, którą od razu przyswoiłam, była ona zresztą przydatna w naszych relacjach. Potrafiłeś nie odzywać się godzinami, gdy z moich ust padło choć jedne zbędne pytanie. Nie miałeś czasu na dyskusje ze mną, nie chciałeś z niczym się ze mną dzielić. Miałam być zupełnie z dala od czegoś, do czego tylko ty miałeś dostęp. Po kilku nieudolnych próbach zrezygnowałam z pytań o Konohę. Potem o twoją przeszłość. Podłamana i wbrew pozorom kochająca cię jeszcze bardziej pytałam też o nasze dalsze życie. Odpowiadałeś. Za każdy razem słyszałam z twoich ust dwa słowa: Nie wiem. 
  Nie mogłam opuszczać domu. Nie mogłam kontaktować się z Konohą. Nie mogłam pytać. Nie mogłam w niczym ci towarzyszyć. Budowałeś mur, gruby i wysoki, a ja stałam po jego drugiej stronie. Przez pierwsze dni budziło się we mnie szaleństwo. Nie byłam w stanie zrozumieć, dlaczego ten piękny dzień był zapowiedzią istnego koszmaru, nad którym ty miałeś władzę od samego początku. Czy to stało się naprawdę? Wiedziałeś od dawna, na co chcesz mnie skazać? 
  Przeszedł mnie chłodny dreszcz, gdy zdałam sobie sprawę, że obserwujesz mnie już od dawna, kiedy ja, stojąc w samej bieliźnie, przeglądałam cały arsenał naszej szafy w sypialni, gładząc ręką każdy materiał i zachwycając się ich delikatnością. Przełknęłam cicho ślinę, wyciągając szybko pierwszą z brzegu białą koszulę i nakładając ją na siebie. Twoje spojrzenie paraliżowało moje ciało, jednak nie trwało to długo. Słysząc twoje kroki, jakby zatajając jakąś zbrodnię, zamknęłam drzwi mebla i przylgnęłam do nich plecami. Rumieniec oblał moją twarz. Nieskutecznie naciągałam koszulę na uda, która z powrotem wracała do swojej pierwotnej długości. Zauważyłam, że byłeś już przebrany. I zaraz potem szybko skojarzyłam, że w szafie nie było twojego ślubnego, czarnego kimona... Stanąłeś naprzeciw mnie, lustrując moją sylwetkę. Było mi gorąco, choć nie było w tym nic przyjemnego, gdy w tych wszystkich emocjach górował strach i wstyd. Co chwilę doskwierał mi zimny dreszcz. Moje dłonie były lodowate, pociłam się.
-Mam nadzieję, że niczego ci tu nie zabraknie.
Opuściłam wtedy wzrok, czekając, aż odejdziesz. Pochłonął mnie ogromny smutek, bo twoje nadzieje w konfrontacji z rzeczywistością nie mogły odnieść żadnego sukcesu. 
Nie, Sasuke, niby czego mogło mi brakować? Poza rodziną, przyjaciółmi i ciepłem... Tamtego dnia podjąłeś się zadania, aby zastąpić mi wszelkie braki i odgonić tęsknoty. Tak naprawdę nie wziąłeś sobie z tego nic do serca, a moje cierpiało podwójnie... Choć łudziłam się, choć wierzyłam, że to tylko kwestia czasu... Że poznam twoje starania i będziemy w końcu szczęśliwi. Dlaczego miałoby być inaczej?
Zmarszczyłeś brwi, gdy stałam tak przed tobą w ciszy, z gęsią skórką na ciele, z dreszczami i mętlikiem w głowie. To był pierwszy raz, gdy odczułam twoją złość w naszych małżeńskich relacjach. Skierowaną do mnie, a przecież sam byłeś jej źródłem...
-Sakura?- warknąłeś gwałtownie, gdy pierwsze słone łzy spłynęły po moich policzkach. Zupełnie cicha i bezbronna opadłam na dół, podkurczając do siebie nogi. Nie spodobało ci się to. Różowe kosmyki zasłoniły moją twarz. Był już wieczór, w sypialni panował mrok. I choć czułam twoją wrogość, brnęłam dalej w swoją agonię, nie myśląc nad konsekwencjami. Przecież kochałam cię, przecież starałam się! Poszłam za tobą, przyjęłam twoje nazwisko, robiłam wszystko, aby być jeszcze bliżej, aby wykorzystać szansę, jaką mi dałeś... Nie ruszyłeś się, spoglądając na mnie z góry. Szlochałam, obejmując się ciaśniej ramionami.
-Nic się tak naprawdę nie zmieniłaś. Nadal jesteś tak samo...
Nie mogłam tego słuchać. Nie w takim dniu. Nie od ciebie, nie ponownie, nie w takich okolicznościach. 
-Powiedz mi- przerwałam ci- Powiedz mi coś w końcu. Uspokój mnie. Słyszysz, Sasuke?
Podniosłam wysoko głowę, patrząc załzawionymi oczami na twoją bladą twarz. 
-Co się z tobą stało? Gdzie byłeś przez te cztery lata? Dlaczego to wszystko musi tak wyglądać? Dlaczego tu, dlaczego nie Konoha?
  Zawiodłam cię wtedy. Uruchomiłam w tobie program do destrukcji naszych relacji. Nie ufałam ci, jak sobie tego życzyłeś. Nie umiałam trwać w niewiedzy i udawać, że wszystko jest w porządku. Zwyczajnie nie sprostałam najważniejszemu zadaniu. Głupia Sakura. Do niczego. To był błąd... A może ja się nim stałam dla ciebie?
Wyszedłeś z pokoju. Mój płacz wzmógł się, choć tak naprawdę chciałam krzyczeć i walić pięściami w podłogę. Chciałam wykrzyczeć ci wszystkie żale i jakimś cudem pobudzić w tobie wyrazy skruchy. Ale te wszystkie pragnienia zostały ze mną, w tym pustym pomieszczeniu, gdzie w mroku dostrzegałam zarys wielkiego łóżka, na którym niedługo potem opadłam zmęczona. Ta noc była strasznie długa. I samotna. Wiedziałam, że swoim zachowaniem pozbyłam się raz na zawsze czegoś, co pomogłoby nam trwać przy sobie w szczęściu, o jakim marzyłeś. W świecie, jaki ułożyłeś w swojej głowie, wybierając mnie na swoją żonę. Przegrałam na starcie. Siebie i nas. 
 Z początku długo myślałam o Naruto. Nawet śnił mi się w nocy. Odwiedzał mnie tam z uśmiechem na twarzy, opowiadał, co u niego i pod koniec patrzył na mnie przygnębiony i zmartwiony i wyciągał w moim kierunku ramiona, jakby chciał obdarzyć mnie przebaczeniem, którego tak bardzo potrzebowałam... Miałam sobie za złe, że nie pożegnałam się z nim, że tak łatwo oddał mnie w twoje ręce. Przecież wiedział o wszystkim jeszcze przede mną. Wiedział, że opuszczamy Konohę, że być może na zawsze... To nie w stylu Naruto. I to dlatego na samą myśl o nim także płakałam. Zawsze czułam się rozdarta w naszej drużynie. Nie umiałam jednocześnie darzyć ciebie i Uzumakiego tą samą silną więzią. Z czasem pokochałam go, jak kocha się człowieka, któremu zawdzięcza się wszystko, całe swoje życie. Ale czym było dokładnie to uczucie, skoro na jedno twoje skinienie opuściłam przyjaciela bez większych skrupułów? I w co się przekształciło, jeśli noc w noc to jego ramiona okalały moje ciało i jego słów słuchałam w cudownym ukojeniu, który kończył się wraz z nastaniem dnia? Stał się dla mnie wszystkim i kochałam go czasem mocniej od ciebie... Wiem, że kochałam... I tęskniłam.
  Nigdy nie wiedziałam, czy będziesz w domu na obiad. Nawet składniki pojawiały się sporadycznie i w małych ilościach. Wynająłeś do tego właścicielkę niewielkiego sklepu znajdującego się niedaleko od naszego mieszkania. Co kilka dni pukała do drzwi i wręczała mi kosz świeżych owoców, warzyw, trochę pieczywa, przetworów mlecznych i niezbędnych składników do przyrządzenia najprostszych dań. Wszystko po to, abym nie opuszczała domu. Bym była ciągle sama, w zamknięciu. Jak w więzieniu. Na próżno wypytywałam o powód. Bezskutecznie prosiłam cię o jakiekolwiek informacje. I tylko miesiąc po ślubie udało mi się dowiedzieć, skąd projektantka naszych uroczystych kimon znała moje wymiary. Dokładnie cztery tygodnie po przejęciu twojego nazwiska, kobieta odwiedziła mnie ponownie, zwracając moją starą, letnią sukienkę, którą podałeś jej kilka dni przed ceremonią. Musiałeś ukradkiem zabrać ją przed naszą podróżą do Kusagakure. Nie mogłam wyjść z podziwu, gdy uświadomiono mi, że nie byłeś wcale tak obojętny, jak wskazywały na to pozory. I choć sprawa mojego kimona i reszty szafy wypełnionej ubraniami, które krawcowa przygotowała z twojego polecenia, zdawała się chwytać za serce, moją letnią, starą sukienkę upchnęłam głęboko w jednym z segmentów w salonie. Może i był to symbol twojej dobroci, jednak w zestawieniu z całą resztą, od razu studziły się we mnie wszelkie wzruszenia. Nawet, jeśli wykazywałeś kilka ludzkich zachowań, nadal nie zmieniało to faktu, że uczyniłeś mnie swoją niewolnicą o ograniczonych prawach do życia. Miałam dach nad głową. Zgadza się- mogłam jeść, spać i łudzić się, że w końcu przyjdzie koniec tego strasznego koszmaru. Bo nadal nie dawałeś mi nic od siebie. I karmiłeś tylko nędznymi tajemnicami. A ja dławiłam się nimi i chorowałam na nie bardzo długo... 
  Gdybym miała wskazać, który miesiąc był najcięższy, wybrałabym czwarty. A dokładnie te kilka dni, gdy na chwilę zwątpiłam w sens mojego życia i realizacji decyzji, jaką podjęłam, godząc się na zostanie twoją żoną. Można rzec, że ból, cierpienie i łzy, które towarzyszyły mi wcześniej, były niczym. Zwyczajnie wszystko inne nie miało znaczenia. Nie w obliczu tego, co mnie spotkało...









------------------------------
*Eddie Vedder- Guaranteed



 Spóźnione ale zawsze: wszystkiego dobrego, moi Drodzy, zdrowia i pomyślności w Nowym Roku!

Ogromnie się cieszę, że tylu z Was pozostawiło po sobie ślad w postaci komentarza. Zachęcam innych. Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami co do rozdziału:)

Cieplutko pozdrawiam!   




17 komentarzy:

  1. No i tu problem... Kobieta jest dorosła i do tego to Sakura. .. zamiast wybuchu płaczu i gadaniu' bo ty nic mi nie mowisz' bardziej by pasowało tu własne śledztwo i trzymanie roli dobrej gosposi oraz granie ta sama "milczaca" bronią co Sasuke by w efekcie pokazać jak to jest być w skórze Sakury która chce wiedzieć cokolwiek. Sakura mogła by zastosować te sama broń co Sasuke. Może warto w ten sposób pokazać że ona jest dorosła,dojrzała pod względem emocjonalnym oraz fizycznym, piękna ale i silna. .. to kom. Tylko dla Ciebie... Sama stosuje parę sztuczek a kobieta która zakłada rodzine ma już inne myślenie. .. szczególnie że w grę wchodzą dzieci (nawet te przyszle) bo z tym się wiąże małżeństwo. ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za szczery komentarz. Znam temperament Sakury z mangi, ale chyba właśnie po to tworzy sie fanfici, aby odsłonić coś więcej z charakteru postaci- ja skupiam się glownie na wewnetrznych rozterkach, akcja rozwinie się jeszcze w swoim czasie:) Bedzie się jeszcze dzialo, obiecuję! W końcu... to dopiero drugi rozdział;)

      Usuń
    2. Totalnie sie zgadzam z Red Murder!!! Czytałabym!!! Za dużo jest opowiastek o cierpiących nieszczęśliwych wiecznie-nastolatkach. Są nudne i naprawdę ciężkostrawne...
      Trochę się zawiodłam tym opowiadaniem. Szkoda, zapowiadało się na takie, jak koleżanka wyżej opisała. Ale to początki, więc nie skreślam :P
      pozdrawiam.

      Usuń
    3. Dziękuję za zaufanie. Odnośnie dyskusji na temat treści opowiadania i zachowań Sakury zachęcam do lektury jednego z moich komentarzy: http://pierrot-clown-scene.blogspot.com/2015/01/rozdzia-ii.html?showComment=1425238419644#c7637393635781388038

      Pozdrawiam:))

      Usuń
    4. Spoko, po prostu będę czytać dalsze rozdziały, sama ocenie ;)
      Co jakiś czas może skomentuję, będą taką cichofanką :D

      Usuń
  2. Masz racje nie powinnam ci narzucać swojego widzimisię ... to wszystko dlatego że nie mogę sie doczekać rozwinięcia akcji ... poznałam twoje możliwości na innym blogu i przez to wiem że warto czekać ... no ale i tak należę do tych niecierpliwych ... powiem ci że i tak piszesz takim sposobem że nawet monolog mnie wciągnął a to cud ;) wybacz ale muszę Cie polecić paru osobą bo nie wybaczę sobie tego że taki skarb trzymam sama dla siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze dobrze jest zapoznać się z innym punktem widzenia, to bardzo potrzebne i za to bardzo Ci dziękuję:)
      Pozdrawiam<3

      Usuń
  3. Cieszę się, że można znaleźć w blogosferze jeszcze jakieś dobre opowiadania nawiązujące do Naruto. Większość, którą czytałam jest albo opuszczona albo dawno zakończona. :( Rozdział trochę przegadany albo właściwie przemyślany, więc pozostawia pewien niedosyt, ale za to ma psychologiczną głębię. Nie piszesz szybko, kiczowato, nieprawdopodobnie, tylko powoli i z uwagą. Wcale się nie zdziwiłam, że Sakura się rozpłakała, może i rozbija pięścią skały i potrafi huknąć, ale wydaje mi się, że przy Sasuke zawsze jest tym piskliwym, rozmemłanym bachorem. Tak już na nią działa, bo jako osoba rozpaczliwie oczekująca miłości i oddania, nie może sobie poradzić z oziębłością z jego strony i strachem przed tym, że jej nie kocha.Może w trakcie opowiadania ją trochę zmienisz. Czekam na tę akcję, o której pisałaś w komentarzu wyżej. Liczę, że będzie nad czym się rozczulić i nad czym wstrzymać oddech. Pozdrawiam i liczę, że nie będziesz długo zwlekać z kolejną częścią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja analiza zachowań Sakury jest bardzo bliska mojej:) Ogromnie się cieszę, że taki styl pisania zyskuje swoich zwolenników. Do akcji niedaleko, jej zarys mam już w swojej główce. Mam nadzieję, że nie zawiodę!

      Usuń
  4. Sakura poślubiła Sasuke wiedząc, że jej nie kocha... Widzisz ją podobnie jak ja :P Myślę, że umieszczając ten paring w zakończeniu mangi Kishi zrobił domyślnie to samo. Naprawdę nie wiem, jak on miał by się po tym wszystkim w niej zakochać. W moim ficku SasuSaku skończyło się tragicznie, ciekawe jak będzie u Ciebie :P Intryguje mnie też tytuł bloga. Masz przyjemny w odbiorze styl, fajnie się czyta, mimo że to myśli Sakury :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, Kishimoto stworzył świetne postaci, a w relacjach Sasuke i Sakury jest coś takiego, że potrafią inspirować na wiele sposobów:) Hmm do mojego zakończenia jeszcze troszkę czasu, więc zachęcam do śledzenia kolejnych rozdziałów! Jestem rada, że odpowiada Ci mój styl- bardzo lubię mówić uczuciami Sakury.
      Pozdrawiam<3

      Usuń
  5. To teraz szykuje się mój monolog tak czuję ^^
    na początku pragnę Ci powiedzieć, że doskonale wiem jak ciężko jest pisać i dojść do takiego etapu, na którym jesteś Ty. Podziwiam Cię, naprawdę. Od dawna nie mogłam znaleźć żadnej książki, która sprostałaby moim wymaganiom. Wszystko po co sięgałam było banalne i oklepane. Niemal na początku dało się przewidzieć zakończenie, a później w akcie desperacji sięgnęłam po dawno zapomniane urywki mojego dzieciństwa; blogi Naruto. Nie ukrywam, że było ciężko przedrzeć się przez motłoch cudzych bazgrołów, dziecinnych dialogów i wyidealizowanych postaci. Tutaj... wszystko jest inne. Przepiękny monolog, który zostawia w sobie więcej niedopowiedzeń i pytań niż samych odpowiedzi. Naprawdę bardzo dobry styl pisania, tak bardzo realistycznie przedstawione uczucia i to co kocham w tym opowiadaniu: sposób wykreowania postaci. Nie odbiegają one bowiem tak bardzo od samej mangi, mimo, że jest to Twoja własna twórczość. Podoba mi się to, że Sakura nie jest silną, piękną, wyidealizowaną postacią, która nie ma wad. Podoba mi się to, że płacze, bo przecież zawsze to robiła w obecności Sasuke. Nigdy nie była tak silna jakby tego chciała, zawsze polegała na Naruto i doceniała go dopiero po wszystkim, co w Twoim opowiadaniu jest ładnie pokazane. I Sasuke... zimny drań z głęboko skrywanymi uczuciami, które jeśli wychodzą to w postaci małych, drobnych gestów. Cieszę się, że nie jest to kolejne opowiadanie pt. „wrócił i żałuje” a jego charakter przedstawiony jest dokładnie tak, jak widziałam go w anime. Kolejna rzecz- zamysł. Przedstawiłaś to z perspektywy Sakury, dzięki czemu lepiej wczuwamy się w jej postać. Poznajemy tajniki jej umysłu, wiemy jak bardzo cierpi. Nie są potrzebne żadne opisy jej działań, by doskonale wczuć się w jej sytuację i zobaczyć tę miłość. Czytając wciąż miałam wrażenie, że to jej list, który po wszystkim schowa do szuflady i nigdy nie pokaże go Sasuke. Jakby tylko na to mogła sobie pozwolić w zamkniętym świecie Uchihy.
    I już tylko na koniec ostatnia kwestia: inspirujesz mnie i za to Ci dziękuję.

    Ais

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jak mam skomentować Twoją wypowiedź? Nie spodziewałam się tak miłych słów i oczywiście każde wywołało u mnie same pozytywne emocje. Ja również ogromnie dziękuję. To naprawdę ogromna dawka mobilizacji z Twojej strony- po prostu warto publikować swoje treści dla choćby jednej takiej opinii. Dziękuję za odzew. Dziękuję za poświęcony czas. Zapraszam ponownie:)
      Pozdrawiam<3

      Usuń
    2. Cudowne! Co tu się będę dużo rozpisywać , poprostu zachwyciłaś mnie i czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Trzymam kciuki! Pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Witam uprzejmie!

    Może od razu przejdę do rzeczy. Wiesz, jak znalazłam twojego bloga, a zaraz dowiesz się jak bardzo tego NIE żałuję.
    Wielkie brawa i niskie pokłony za nastrój fanfika. Jest refleksyjny, nasączony smutkiem Sakury... taki statyczny. Po tym jak pan Kishimoto skończył mangę, przypuszczałam, że zbudzi tym wyobraźnię grona fanów, piszących blogi o Naruto. Ty przedstawiłaś ich małżeństwo w sposób naprawdę interesujący, niebanalny. Najbardziej spodobało mi się to... mówienie do Sasuke z perspektywy Sakury, jakby były to adresowane do niego listy. Ostatnio rzadko czytuję fanfiki, więc nie mam pewności czy dużo osób stosuje taki zabieg - w każdym razie ja się z nim jeszcze nie spotkałam. Zachwycił mnie; i ów zabieg i... ta prostota, którą wyczuwam, czytając tekst. Nie mówię o samym stylu, ale o wrażeniu, że wystukujesz te słowa bez większych problemów, opisując rozterki Sakury. Doskonale oddajesz uczucia i wcielasz się w bohaterkę.
    Sama fabuła zapowiada się co najmniej interesująco. Podoba mi się "więzienie", jakie przygotował dla niej Sasuke. I tak, moim zdaniem Sakura zachowuje się odpowiednio - jak na jej kanoniczną postać przystało. Od dziecka marzyło jej się życie u boku Uchihy, więc dobrze, że póki co stara się to wszystko zaakceptować, pocieszając faktem, że przecież "ziściły się jej największe pragnienia". Nie mam pojęcia, kiedy pęknie i czy w ogóle tak się stanie, ale właśnie dlatego będę dalej śledzić losy tego bloga, aby się dowiedzieć co też twoja główka wykombinowała ;)
    Niby Sasuke to ta trudna, niepojęta postać. Przynajmniej ja, pisząc, zawsze dwa razy zastanawiam się nad jego reakcją, żeby była wiarygodna. Ale Sakura... Sakura też jest jedną wielką zagadką. Zakochana dziewczyna, i to tak silnie, że z podkulonym ogonem zgadza się na życie więźnia, to ciężki orzech do zgryzienia. Naprawdę ciszę się, że natknęłam się na to opowiadanie i życzę, abyś dobrnęła z nim do końca. Chcę się dowiedzieć, czemuż to Sasuke tak ją ogranicza oraz jak długo Sakura będzie to jeszcze znosić. No i ten czwarty miesiąc...

    Czekam niecierpliwie!
    Życzę weny i pozdrawiam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Relacje Sasuke z Sakurą to nie jest bułka z masłem. Oczywiście jeśli zakładamy, że staramy się trzymać wiarygodności odnośnie ich charakteru, zachowań... sam Kishi nadal nie odkrył kart, jak to się stało, że zostali małżeństwem, a większość z nas doskonale zna Uchihę i jednoznacznie można go określić człowiekiem niebanalnym i nieobliczalnym- pod każdym względem.
      Nie chciałabym niczego zdradzać, ale na pewno chciałabym wyrazić swoją radość, że coraz więcej czytelników odbiera opis uczuć Sakury jako prawdopodobny i "pasujący" do Haruno, jaką poznaliśmy w Naruto. Pochlebia mi to bardzo. W moim opowiadaniu jest kobietą bazującą na wszystkich możliwych emocjach, stąd nawiązanie w historii do słów Gombrowicza. Wierzę, że można kochać i nienawidzić, wierzę, że Sakura jest zdolna wytrzymać wiele rzeczy, jednak wciąż jest tylko człowiekiem i sama nadzieja nie wystarczy, aby przezwyciężyć to, co zgotował jej mąż. Sam Itachi mówił, że nienawiść rodzi siłę. Ale! No właśnie. Wszystko jeszcze przed nami, no i ten czwarty miesiąc... :))
      Staram się powracać do tego, co działo się w mandze, staram się nie pozbawiać ich przeszłości, w której Sakura cierpiała i walczyła o swoje uczucia. To trudne zadanie, ale myślę, że podołam temu wyzwaniu.
      Styl, którym piszę rządzi się swoimi prawami, ale narracja pierwszoosobowa to mój konik i naprawdę obrastam w piórka, gdy ktoś wyznaje, że podoba mu się mój "zabieg", ten niby list, ta "wieczna inwokacja"- powiedziałabym. Ja za to ogromnie podziwiam pisanie w narracji trzecioosobowej, bo dla mnie bywa to czasami zwykłą udręką, a przecież to tak pospolity sposób wypowiedzi...
      Dziękuję Ci za komentarz, dziękuję za tyle miłych słów, dziękuję przede wszystkim za odwiedziny!
      Pozdrawiam i ściskam<3

      Usuń