poniedziałek, 2 lutego 2015

Oneshot (część pierwsza)



When routine bites hard
And ambitions are low
And resentment rides high
But emotions won't grow
And we're changing our ways
 Taking different roads
Then love, love will tear us apart again
Love, love will tear us apart*



   Straciła czucie w nogach. Z wyrzutem spojrzała w stronę igieł leżących zaledwie kilka metrów od niej. Jeszcze chwilę temu zrzucała je z siebie, obawiając się najgorszego. Jej uniki były coraz wolniejsze, a pozbawiona wszelkiego wsparcia stała się łatwym celem. Przeciwnicy wycofali się, ale miała przeczucie, że jeszcze po nią wrócą... Do głowy przychodziły różne pomysły. Nie była w stanie się nigdzie teleportować, a czołganie odbierało jej resztki sił. Godności również. Słyszała już tylko swój przyspieszony oddech. Nie była pewna, jakiego rodzaju była to trucizna i czy stworzenie jakiegokolwiek impulsu w kończynach by poskutkowało. Nie chciała ostatecznie tak bardzo ryzykować, mogło dojść do jakiegoś zakażenia albo niepotrzebnej utraty krwi. Nie miała już przy sobie nic prócz kilku kunaiów, jej zdolności lecznicze pozostawiały też wiele do życzenia bez podania antidotum. Sakura łudziła się, że trucizna nie zwiastowała kolejnych upośledzeń, choć ciało nie odpowiadało już na wiele bodźców. Nie mogła przecież umrzeć w taki sposób. Jednak czego można się spodziewać po stylu życia, jaki prowadziła? Dni przepełnione przemocą, krwią i śmiercią. Ona sama balansująca na cienkiej linii życia. Wszystko ma swój koniec. Może jej był pisany własnie tego dnia. 
  Oparła się plecami o pień drzewa, z wielkim trudem przyciągając kolana do klatki piersiowej. Przez moment zdawało jej się, że nie dokonała tego samymi rękoma, ale wysoka temperatura równie dobrze mogła spowodować jakieś urojenia. Czuła, że jej głowa opuści zaraz kark. Silne zawroty zmusiły ją do masochistycznych ruchów. Wymierzyła sobie kilka siarczystych policzków, odzyskując pełną świadomość. Ale nóg nadal nie czuła. Było jej na zmianę gorąco i zimno. Twarz paliła niemiłosiernie. Chwyciła w dłonie wszystkie kunaie, głęboko oddychając. Pojawią się. Lada moment. Jej ostateczne starcie. 
I o dziwo nie myślała o nikim. Ani o rodzinie ani o przyjaciołach... Była w jakiś sposób gotowa na to wszystko. Nie chciała pozwolić sobie na sentymentalizm. Jeszcze miała szansę. Znikomą, ale zawsze. Lewa noga gwałtownie drgnęła. Sakura uśmiechnęła się nieznacznie. Ciało nadal walczyło, więc i ona sama też musiała w siebie uwierzyć. Czas działał na jej korzyść. 
  Od zniknięcia wrogów mogło minąć niecałe 10 minut. Kobieta była przekonana, że nie zostawią jej tak samej, choć nie rozumiała też do końca ich nagłego odwrotu. Tak naprawdę tylko ją unieruchomili. Dlaczego nie dobili od razu? Nie wiedzieli, z kim walczą, ile zyskaliby na jej śmierci? Bzdura. Musieli doskonale wiedzieć, że atakują Sakurę Haruno- najlepszą medyk ninja z Wioski Liścia. Dlatego odcięli ją od pobliskich pól bitew. Dlatego wymierzyli w nią kilkanaście igieł z trucizną. Ominęła większość, jednak kilka celnie utkwiły w jej udo, które nadal nieprzyjemnie puchło. Zagnali ją tutaj, aby nie miała możliwości uzdrawiać rannych z Konohy. To miałoby sens. Ciężko uznać to wszystko za zwykły zbieg okoliczności. Jednak wciąż była sama, a jej lewa kończyna miała się coraz lepiej. Może wcale nie potrzebowała odtrutki. Może dawka była za mała, może... 
Usłyszała trzask. W tym samym momencie powróciły zawroty głowy, doszły mdłości. Serce kołatało, jakby chciało przedrzeć się na zewnątrz klatki piersiowej. Było jej wszystko jedno. Pragnęła tylko znów poczuć władzę w nogach- to jedyny sposób, aby mieć jakiekolwiek szanse na stawienie oporu. Było ich o połowę mniej. Pięciu ninja stało w promieniu kilkunastu metrów, lustrując ją uważnie. Bardzo dobrze znała tę pozycję. Czekali na jej ruch, nie byli pewni, na ile odzyskała siły. Sakura rozważała wiele wariantów. Nie było w nich jednak wołania o pomoc. Sakura jako doświadczona kunoichi bardzo ceniła sobie honor. Nie chciała być ratowana przez nikogo, to los wyznaczał drogę shinobi. Ile byłaby warta jako ninja, jeśli w takiej sytuacji jak ta błagałaby o litość lub liczyła na wsparcie? Haruno wiedziała, że musi sprostać przeciwnościom sama. Nie pierwszy raz ją to spotkało i miała nadzieję, że nie ostatni.
Wiedziała już, co robić. Rzuciła w ich stronę kunaie najcelniej, jak mogła. W ten czas przegryzła kciuk, chcąc wykonać pieczęć. Jej dłonie układały się w imponującym tempie odpowiednie kombinacje. Brakowało jej jednego znaku, aby resztką sił przywołać Katsuyu. Jeden z odbitych kunaiów zmierzał prosto w jej lewą dłoń. Niedowład nóg zmusił ją do upadku na twarz. Kunai przeleciał tuż nad jej plecami i wbił się w korę drzewa. Nie miała zamiaru się poddać. W pozycji leżącej ponownie zaczęła układać znaki. Zacisnęła mocno powieki, szykując się na wszelkie ciosy z zewnątrz, wzrok nie mógł ją rozpraszać, musiała robić swoje. Usłyszała kolejne świsty lecącej broni. Wrogowie ruszyli z krzykiem naprzód, widząc bezwładność Haruno. Zerwali się jak zwierzyna na swoją ofiarę. Kobieta nie miała szans zareagować w porę, nie miała jak przed nimi uciec. Poczuła kunaie wbijające się w jej plecy i ramiona. Zrozumiała, że decydujący cios zostawią na koniec. Pragnęli torturować ją tak, jak gnębiła ich ona jeszcze na samym początku wspólnego starcia. Ponownie czucie w lewej nodze zniknęło. Pojęła, że otrzymała kolejną dawkę trucizny. Mogli zrobić z nią wszystko. Wiedziała, że nie oszczędzą jej żadnego rodzaju bólu. Nic się nie stało. Technika nie zadziałała. To był koniec. Adrenalina ustąpiła. Żal ścisnął jej serce. Gdyby miała chociaż więcej chakry... 
Jeden z wrogów chwycił za kołnierz bluzki Haruno i dźwignął do góry. Dusiła się, wymachiwała rękoma, pluła mu w twarz, gdy w reakcji usłyszała ich złowieszczy śmiech. Uderzyła o korę drzewa wyszytą kunaiami, które już wcześniej miały trafić w jej ciało. Krzyknęła donośnie, nadziewając się na wystające części. Opadła na ziemie. Nie była pewna, czy swoim zachowaniem przyspieszyła swój koniec czy odwrotnie- sprowokowała ich do jeszcze gorszego postępowania. Nie dzierżyli w rękach żadnej broni. Osobiście mieli zadawać jej ciosy. Kilku uniosło stopę, zginając nogę w kolanie, inni zdzierali z niej resztki ubrania. Unieruchomili jej ręce. Próbowała wyswobodzić ramiona jednak na próżno. Pierwsza seria kopnięć. Druga. Krzyczała z bólu. Krztusiła się własną krwią. Przez chwilę myślała o Wiosce, o tych, za kogo oddaje życie. Bliska mdlenia, w efekcie ogromnej determinacji, wyrwała swoje prawe ramię jednemu z mężczyzn, uderzając go pięścią w twarz. Poleciało kilka soczystych obelg i gdy miała poczuć na sobie kolejne kopnięcia i szarpaninę z jej ostatnią częścią garderoby, usłyszała przeraźliwy syk. Syk węża. Mężczyźni zastygli. Ktoś coś krzyknął. Sakura odzyskała swobodę ramion. Czterech mężczyzn rzuciło się w ucieczkę. Jeden z nich został, zdawał się nie podzielać trwogi swoich towarzyszy. Butami zablokował ręce kobiety, wyrwał z pobliskiej kory dwa kunaie, wymierzając je prosto w gardło Haruno. Wstrzymała oddech. W tej jednej chwili zaczęła bać się śmierci. Bała się swojego końca. 
  Niebieska poświata. Mężczyzna i kunaie zniknęły. Gdzieś w tle nadal było słychać syk i krzyk pozostałych wrogów. Zdezorientowana wsparła się na dłoniach, próbując wychwycić, skąd dochodzą dźwięki. Powoli zaczęła wyciągać z ciała igły i kunaie, było ich niewiele, ale ból przy ich usuwaniu doprowadzał do szaleństwa. Powolnym krokiem w jej stronę zmierzała zakapturzona postać. I choć nie widziała twarzy osobnika, to doskonale wiedziała, kto ją uratował. Aoda właśnie wracał posłusznie do swojego pana, mieniąc się w słońcu soczystą purpurą. Był ogromny, emanował siłą i dostojnością. W mgnieniu oka udusił i rozszarpał wrogów, wykonując posłusznie rozkaz przywołującego. Zwierzę zatrzymało się niedaleko kunoichi, czekając na dalsze polecenia. I nagle stało się coś, czego Sakura nie była w stanie w żaden sposób przewidzieć. Głowa Aody nachyliła się nad ciałem Haruno. Przerażona wzdrygnęła się, po chwili rozumiejąc, czego oczekuje wąż. Bez zastanowienia uniosła obolałą rękę i pogłaskała zwierzę po łuskach. Rozniósł się syk:
-Znam tę truciznę. Jutro odzyskasz władzę w nogach- po czym zwrócił się do swojego pana- Czy to wszystko, Sasuke-sama?
Uchiha przytaknął w odpowiedzi. Sakura odwróciła szybko twarz, gdy stary przyjaciel uklęknął przy niej. Wyglądała okropnie. Brudna i sponiewierana. Niezdolna do niczego. Znów uratowana przez niego. Po Aodzie zostały tylko kłęby dymu. 
-Znowu łaskawie nam pomagasz?
Naprawdę chciała zabrzmieć groźnie, jednak jej temperament zgaszono już pewien czas temu i ostatecznie mogłoby się wydawać, że przemawiał przez nią jedynie ogromny żal. Zawstydziła się. Nic jej nie wychodziło. Czuła się upokorzona. Właśnie przed człowiekiem, któremu od dawna stara się udowadniać, że jej życie i myślenie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Że jest zdolna zadbać o siebie sama i świadomie podejmować decyzje, których nie będzie musiała nigdy żałować. Dlatego brała udział w tych bitwach, dlatego ani razu nie zastanowiła się podczas walk, czy Uchiha znowu do nich dołączy. Naruto wspominał przed wyprawą, że poprosi kilku silnych shinobi o pomoc. Tamtego dnia łudziła się, że nie będzie to ich dawny kompan z młodych lat. Taką miała wtedy nadzieję i nie zamierzała już więcej rozwodzić się nad tym tematem. Może Uzumaki nie widział żadnych przeszkód, aby kłaniać się przed Sasuke i błagać go o wsparcie, ale bez skrupułów, już dawno temu, uświadomiła swojemu hokage, że ona nie chce mieć z tym nic wspólnego. Kiedyś Naruto próbował skłaniać się ku jej nastawieniu, ale wkrótce musiał szybko o tym zapomnieć i czynić kroki, które przede wszystkim przyniosą dobro Wiosce. Uchiha był im potrzebny, w wielu konfliktach. Blondyn czuł się spokojniejszy, mając starego przyjaciela u boku, choćby umownie, choćby na określony czas. Razem byli niepokonani i to wystarczało.
 Sasuke zdawał się zignorować jej pytanie, jednak wbrew pozorom odczytał intencje Sakury nazbyt poprawnie i rzucił wymownie w jej stronę:
-Chcesz sama doczołgać się do Konohy?
Haruno przewróciła oczami, dalej unikając jego oczu. Nie mogła, nie chciała na niego patrzeć. W tamtym momencie nienawidziła wszystkiego, co było z nim związane. A najbardziej dręczył ją fakt, że musiała prędzej czy później podziękować mu za ratunek, ale na razie zupełnie nie wiedziała, kiedy to zrobi, no i widok jego- czystego, w schludnym stroju, bez zadrapań, całego i zdrowego w porównaniu do jej ogólnego stanu, który nie przedstawiał się ani trochę dobrze. Stanowiła obraz wraku człowieka. Gdyby położyła się i zamknęła oczy, od razu można było uznać ją za martwą. Ta ostatnia myśl mocno ją dotknęła, jeszcze większy żal ścisnął jej serce. W sumie mógł ją tak zostawić. Lepsze to niż korzystanie z jego łaskawych usług. 
Najsilniejsze emocje opadły i zaczął dokuczać jej chłód. Jej ciuchy były zwykłymi strzępkami materiału, rozrzuconymi wśród leśnej ściółki. Siedziała w samej bieliźnie, nadszarpanej, ale zasłaniającej wszystko, co trzeba. Może tylko jedna pierś była bardziej odkryta, czego nie umiała się nawet wstydzić. Przestało jej zależeć. Na wszystkim. Miała tak po prostu wrócić do Konohy? Po co? Nie widziała żadnego powodu. Dzisiejsza sytuacja podcięła jej skrzydła. Nie jest już tak młodą kunoichi, a naprawdę mało brakowało, by zginęła przez grupę przeszkolonych shinobi. Kiedyś potrafiła w mgnieniu oka powalić setkę na raz. Aktualnie wystarczył tuzin przeciwników i dobra taktyka, aby pozbawić ją życia. Znowu stawała się słaba. Ta analiza była okropnie przygnębiająca. Sakura zakryła twarz w dłoniach. Wszystko ją bolało i piekło.
-Wcale nie chcę wracać do Konohy- wydusiła z siebie. Dlaczego wyznała to akurat jemu? W formie odgryzienia się? A może jednak musiała to komuś powiedzieć, a los chciał, że wypadło na Uchihę? 
-A co, znowu chcesz ruszyć za mną?
Nie znosiła tej chłodnej barwy. I jeszcze ten kpiący ton. Niech da już jej spokój. Należał jej się.
-Tego nie powiedziałam. Nie pochlebiaj sobie.
Nie miała już żadnego celu. I choć od tylu lat obchodziła ją tylko Wioska, to właśnie zdała sobie sprawę, że nic już ją tam nie trzymało. Owszem, miała dom, przyjaciół, rodzinę, jej imię i nazwisko niosło za sobą jakieś znaczenie, zasługi, ale w środku zwyczajnie czuła się pusta. Nie pragnęła nawet szczęścia, bo nie wierzyła, że kiedykolwiek będzie mieć okazję je poczuć. To wszystko ciągnęło się za nią po tym, gdy Uchiha znowu opuszczał ich bez słowa. Nie chciał mieszkać z nimi, nie chciał być shinobi Wioski Liścia. Ona też już nie chciała. Po prostu. 
Mężczyzna okrył ją bez słowa płaszczem, wstając z klęczek. Odruchowo chwyciła za poły, szczelnie zakrywając ciało. Zrobiło jej się cieplej.
Z niezrozumiałych przyczyn Sasuke odczuwał jakąś przyjemność, że mógł ponownie spotkać swoją jedyną przyjaciółkę. Może to miano odrobinę przecenia ich relacje, ale to właśnie ona zawsze darzyła go najszczerszym uczuciem, a u schyłku istnienia drużyny siódmej naprawdę myślał o niej w sposób wyjątkowy, bo nawet jeśli nie rozumiała jego pobudek, to akceptowała go takiego, jakim jest. I był jej za to bardzo wdzięczny. Zawsze go trochę irytowała. Była piękną i młodą dziewczyną, która pchała się za nim i Naruto w świat, w którym nie liczy się nic prócz siły i umiejętności. Minęło tyle lat, a ona wciąż trzymała się tej tonącej tratwy i nie pozwalała sobie na wystawienie białej flagi. Nic ją nie odsunęło od rzeczywistości, na którą przystała, zostając kobietą ninja. Opuszczona przez niego i po części też przez Naruto brnęła dalej, ślepo, przed siebie. Bo tylko to jej zostało. Bycie shinobi. Ale czy na pewno wciąż łączy ich przyjaźń? Może nie była osobą, za którą tęsknił i o której myślał zbyt często, ale jeśli nie była dla niego przyjaciółką, to skąd to uczucie ulgi, gdy w ostatniej chwili uchronił Sakurę przed śmiercią? Chciał by żyła. Gdzieś, samej sobie, ale by mógł być świadomy, że jakaś cząstka jego życia nadal istnieje. Że może ją potencjalnie zobaczyć, a myśl o niej przywołuje wiele skrywanych wspomnień... Nie był sentymentalnym człowiekiem. Ale nosił w sercu tyle bólu i przykrych zdarzeń, że musiał trzymać coś jeszcze, aby stanowiło pewien kontrast i tym kontrastem była młoda Haruno- ta uśmiechnięta, kochająca, o oczach soczyście zielonych i patrzących na niego z szalonym podziwem i uwielbieniem. Czasem myślał o niej tylko w taki sposób, a zdarzało się, że wszystko, co z nią związane, nie miało wielkiego znaczenia. Musiał w tym wszystkim zachowywać jakiś dystans. Wciąż był mężczyzną zgorszonym do uczuć. Upychał je głęboko i zamykał przed każdym. Sakura swego czasu dobijała się do jego wnętrza. Ale dzisiaj... Uchiha zlustrował kobietę, zatrzymując wzrok na długich, nagich nogach, które wystawały spod jego płaszcza. W niektórych fragmentach były niewinnie czyste, bez zadrapań i siniaków, zdawały się być gładkie i miękkie w dotyku. Miała splątane kosmyki włosów. Twarz była coraz bledsza, ale ogólnie bez szwanku, doskonale wiedział, że najgorsze obrażenia kryją się pod płaszczem. 
Nie wyczuwał chakry wroga. W końcu większość pól bitew była już pusta, ostatnie walki toczyły się szmat drogi stąd. Mógł pozwolić sobie na trochę wolnego. Przecież obiecał Naruto, że wróci za kilka dni. Zresztą, tak naprawdę wystarczyła jedna wiadomość do siódmego hokage i miał odwiedziny Konohy z głowy. I nie rozumiał, co dokładnie nim kierowało, ale nagle nachylił się nad Haruno i nie siłując się z nią specjalnie, splótł jej ręce na swoim karku, chwycił za biodra, rozmieszczając nogi kobiety wokół swojej sylwetki. Widział w jej oczach zaskoczenie i delikatny sprzeciw, ale nie zareagowała w akcie buntu, czego spodziewał się na początku. Może nie miała już sił interweniować, może było jej wszystko jedno. Wsadziła ręce w rękawy płaszcza i ponownie zakleszczyła je wokół szyi mężczyzny. Trzymał ją za pośladki, przyciskając ciało Sakury do swojej klatki piersiowej. Jej podbródek spoczął na ramieniu Uchihy. Jęknęła krótko, gdy podrzucił ją nagle, poprawiając nogi, które opadały wzdłuż jego ciała. W odpowiedzi przekręcił delikatnie głowę, tak, by jego usta napotkały policzek Haruno. Zdumiona gestem Sasuke, już na wpół świadoma, zadała pytanie:
-Gdzie mnie zabierasz?
-Śpij. Dowiesz się na miejscu.











--------------------
*Susanna and the Magic Orchestra- Love will tear us apart

Nie wierzę- napisałam coś w narracji trzecioosobowej.
Nie wierzę- mam za sobą pierwszy w swoim życiu oneshot.
Nie wiem, gdzie osadziłam akcję, nie wiem, ile dokładnie mają lat, nie to się dla mnie liczyło. Liczyło się to, że wstałam w niedzielę rano i poczułam chęć napisania czegoś niezobowiązującego. Wam zostawiam wszelką interpretację, bo po to jest ten uniwersalizm i za to go uwielbiam i już bardzo długo piszę w takim stylu. 
Będzie druga część. Mam ją w głowie, ale nie mam już sił dalej pisać. Ale wierzę, że nie ma jakiś rażących błędów.

I to chyba tyle słowem wstępu, które znajduje się na końcu.

Piszcie, co o tym myślicie! Liczę na Was! (tylko, proszę, tak z odrobiną wyrozumiałości; nie jestem mistrzem w opisach akcji, a zdaje mi się, że coś się tu dzieje:))
Pozdrawiam <3




11 komentarzy:

  1. Ale słodki "malutki" wąż*.* hahhaha Wspaniale kochana! Brawa. Czekam na następną część! Zachwyciłaś mnie , aż oniemiałam z wrażenia. Pozdrawiam! Weny:*;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo szukałam opisów Aody i nie wiem czy to zachowanie jest w jego stylu, ale trudno, uczyniłam go słodkim :D Dziękuję za pochwały, pozdro;*

      Usuń
  2. Wow! To było boskie! Mistrzostwo! Ja chce kontynuacje tego oneshota! Zaliczam to opowiadanie do jednego z moich ulubionych! Napisz II czesc tego OneShota! BŁAGAM!

    OdpowiedzUsuń
  3. Złapał za pośladki? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem zachwycona Twoim blogiem! Naprawdę kibicuje Ci z całego serca i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy historii a zwłaszcza one-shotu, bo wyszedł Ci wręcz genialnie!
    Pozdrawiam i ściskam mocno
    Moon ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję, za wsparcie szczególnie :)
      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  5. Na Twojego bloga wchodziłam często (by nie rzec codziennie) sprawdzając czy przypadkiem nie pojawił się nowy rozdział i przyznaję się bez bicia, że wraz z nagłówkiem „Oneshot” przeżyłam coś na rodzaj dziecięcego buntu mrucząc do siebie, że „nie będę tego czytać i już. Ja chcę rozdział 3 ;<”. Tylko że kim bym była gdybym dotrzymała takiej obietnicy, co? Bo na pewno nie sobą i wcale nie żałuję! Kończąc jednak ten przydługawy wstęp pozwolę sobie przejść do meritum.
    Znów pojawiło się to, co szczerze uwielbiam w Twoim stylu; realizm sytuacji. Sposób opisania uczuć Sakury był cudownie spójny, mimo ciężkiej tematyki czytało się to lekko i przyjemnie, co jest wielkim + dla Ciebie. Poza tym podoba mi się motyw Sasuke. Widać, że jest przemyślany, acz tutaj wraz z wprowadzeniem jego punktu widzenia lekkość czytania trochę mi się zaburzyła. Chyba po prostu nie jestem przyzwyczajona do tak nagłych zmian punktów widzenia różnych postaci. Mimo wszystko jednak muszę przyznać, że znów bloga opuszczam usatysfakcjonowana z niecierpliwością czekając na następny rozdział i kontynuację oneshota. Ach, jeszcze tylko 1% <3
    Pozdrawiam serdecznie, Ais

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że poświęciłaś trochę czasu, aby mi to wszystko przekazać. Z zapartym tchem przeczytałam cały komentarz i jestem rada, że jesteś ze mną całkowicie szczera. Za takich czytelników można zabijać!:)
      Zapraszam ponownie, a ja tymczasem wracam do rozdziałów Wybielonych. Potrzebowałam "oneshotowej" odskoczni. I miło mi, że mimo wszystko zdecydowałaś się z nią zapoznać.
      Pozdrawiam, trzymaj się <3

      Usuń