niedziela, 15 lutego 2015

Oneshot (część druga)




You broke another mirror 
You're turning into something you are not
Don't leave me high, don't leave me dry
Don't leave me high, don't leave me dry*

  


  Budziła się co jakiś czas, będąc nadal w jego ramionach. Za każdym razem czuła to przyjemne ciepło pochodzące od ciała Uchihy. I z jakiś powodów chciała w tym trwać. Bicie jego serca, oddech, zapach- było jej tak dobrze. Żałowała tylko, że zamykając oczy, miewała koszmary o tym, jak Sasuke porzuca ją gdzieś po drodze i zostaje zdana tylko na siebie. Te wizje tak ją dołowały, że gdy tylko budziła się na krótki moment, automatycznie czulej obejmowała kark mężczyzny, natomiast głowę wtulała powoli i dokładnie w  jego szyje, za co w odpowiedzi otrzymywała ciche prychnięcie. Może tamte muśnięcie w policzek było zwykłym urojeniem? I choć Sakurę dręczyły jeszcze inne dziesiątki pytań, to gorączka i brak jakichkolwiek sił zmuszały ją do kolejnej drzemki. I tylko ta ostatnia dała jej na chwilę odpocząć i zregenerować siły. 
 Zmierzchało, gdy znaleźli się u bram miasta. Sakura od dłuższego czasu obserwowała drogę znad ramienia Uchihy. Nie odzywała się. Była spragniona i obolała. Nadal nie czuła nóg. 
 Było jej wszystko jedno. Nie wiedziała, co planuje Sasuke i niewiele się tym przejmowała. Nie miała żadnych refleksji. Jej głowa zdawała się być pusta, w dodatku nieznośnie pulsowała tępym bólem. Rany już dawno zakrzepły krwią. Sakura miała wrażenie, że na każdym skrawku skóry posiada nawet najmniejsze zadrapanie. Marzyła o środkach znieczulających albo by chociaż móc się trochę podleczyć.
  Uchiha nie przejmował się spojrzeniami mieszkańców. Bywał w Ana** dosyć często i choć rzadko spotykało się tam jakiś shinobi, to ludzie wiedzieli o nich wszystko. 
  Ana było miastem zwykłych cywilów. Bardzo rzadko nawiązywali oni współpracę z ninja- uważali się za samowystarczalnych i tylko w czasach wojen wynajmowali najdzielniejszych wojowników do obrony miasta. Sasuke zupełnie przypadkowo natknął się na to miejsce podczas swoich wędrówek. W zbiegu okoliczności miał okazję uchronić pewien niewielki hotel przez złodziejami. Właścicielka z wdzięcznością nagrodziła shinobi darmowym wynajem do końca jej życia. Była to spokojna staruszka, która, jak się potem okazało, sprawowała również zawód miejscowej znachorki. To do niej zmierzał Uchiha, niosąc przyklejoną do siebie kunoichi. 
  W holu poprosił recepcjonistkę, by zawołała swoją przełożoną. Dziewczyna przerażonym wzrokiem zlustrowała gości i w pośpiechu udała się po pomoc. W przeciągu minuty zjawiła się wraz z właścicielką. Staruszka przywitała się skinięciem głowy i wskazała Sasuke drzwi, skąd przyszła. Sakura nie mówiła nic. Spokojnie i uważnie rozglądała się, trzymając potulnie podbródek na ramieniu mężczyzny. I tylko na moment spotkała się spojrzeniem z recepcjonistką, która nie kryła w oczach swojej zazdrości, choć Sakura była pewna, że dojrzała też w nich namiastkę współczucia. W odpowiedzi poprawiła głowę, lgnąc uchem do policzka Uchihy i łechtając jego kark palcami, jakby w akcie ostrzeżenia: on jest mój. Haruno poczuła w środku rozbawienie, bo nie spodziewała się, że własnie w takim stanie jest zdolna do tym podobnych zagrywek. 
Jednocześnie była świadoma, co mogło ją czekać. Była w końcu ciężarem łatwym do zrzucenia- dosłownie.
-Połóż ją tutaj- powiedziała staruszka ochrypniętym głosem, wskazując prowizoryczną leżankę. Sakura posłusznie puściła kark mężczyzny, gdy ten kładł jej ciało we wskazanym miejscu. Jeszcze krótko stał nad nią pochylony, jakby szukał, czy coś się w Haruno zmieniło przez tą całą wyprawę. 
-Sasuke...- wydusiła z siebie kunoichi- wody...
Właścicielka natychmiast wstała, rzucając na odchodnym:
-Zdejm z niej ten płaszcz, ja przyniosę zaraz wodę.
Kobieta nie dała okazji wykazać się czarnowłosemu i sama pozbyła się wierzchniej odzieży. Nie potrafiła jednak zapanować nad grymasami bólu. Po chwili dostała do ręki kubek wypełniony po brzegi zwykłą wodą. Upiła do połowy. Chciało jej się wymiotować.
-Zostaw nas samych, zajmę się nią- staruszka zwróciła się do mężczyzny i kiedy ten był gotów wypełnić polecenie, Haruno w czasie chwyciła go za rękaw koszuli, dusząc w sobie jęk.
-Zostań.
Nie zdawała sobie sprawy, co robi. Może to gorączka, może psychicznie było z nią coś nie tak. Zwyczajnie nie chciała, by odchodził. Tyle godzin grał człowieka, którego coś obchodziła, więc jaką różnicę zrobiłyby mu kilka kolejnych? Czuła się fatalnie, ale mimo wszystko pragnęła, by jej towarzyszył. Była gotowa o to poprosić.
-Sakura-wypowiedział spokojnie jej imię. Miała wrażenie, że są w teatrze i właśnie odgrywają przypisane im role. Bo skąd w nim nagle tyle czułości? To było nierealne, ale ból i żal wskazywały na coś innego. Nie potrafiła opuścić ręki. Uchiha nie ruszył się. Przyglądał się jej uważnie z góry. 
-Proszę mi zaufać- zareagowała szybko staruszka- powiedz mi choć, co ci dolega. 
-Nie czuję nóg. Otruli mnie- westchnęła Haruno, ściskając mocniej nadgarstek mężczyzny. Wszystko ją paliło. 
-Ach, już rozumiem z kim Konoha tak zacięcie walczy... Ci shinobi napadli Anę dawno temu i tylko cudem udało nam się przed nimi uchronić. Te ich igły mają niezmienny skład od wieków. Moja mama uczyła mnie jeszcze za młodu wyrabiać roztwór na antidotum. 
Kobieta o siwych włosach wyciągnęła jakąś buteleczkę z szafki i zestaw do zastrzyku. Sakura spoglądała na nią nieprzyjaźnie. Bała się powikłań. Szybko podniosła się na łokciach, siadając. Patrzyła jakimś rozdrażnionym wzrokiem po całym pomieszczeniu. Pierwszy raz miał ją leczyć ktoś poza Tsunade i nią samą; nie czuła się z tym dobrze. 
-Co w tym jest?- zapytała Haruno, głową wskazując na butelkę z wyrobioną odtrutką. 
Staruszka zaskoczona ciekawością pacjentki zawahała się na chwilę i uniosła oczy ku górze, jakbym tam szukając odpowiedzi. Sakura dodała po chwili:
-Sasuke, daj mi trochę chakry. Sama się uleczę.
-Nie musisz się obawiać, są w tym same naturalne składniki. W dodatku... teraz jestem pewna, z kim mam do czynienia. Podopieczna samej Tsunade, dużo o tobie słyszałam. 
Właścicielka ze spokojem i precyzją wykonała zastrzyk, po czym z jej rąk ukazała się zielona poświata. Zbliżając dłonie w miejsca ran kunoichi, kontynuowała:
-U nas w mieście nie warto przyznawać się do takich rzeczy. Nie jesteśmy żadną wioską shinobi i mamy z nimi do czynienia naprawdę w ostatecznej konieczności. Tutejsi ludzie nie akceptują bycia innym. Za dużo nasłuchali się o Wielkich Wojnach, o organizacjach zrzeszających najsilniejszych ninja... Ludzie boją się i nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Takich jak ja i wy poddają ostracyzmowi, twierdząc, że miejsce dla takich wybryków natury jest zupełnie gdzie indziej. Może i mają rację...
Staruszka ruchem ręki dała znać Sakurze, by usiadła. Na plecach Haruno widniały największe rany, które po chwili przybrały postać czystej, bladej skóry. 
-Zaraz podam ci maść, którą wetrzesz w nogi po kąpieli. Najwięcej w uda, pozwoli to mięśniom szybko powrócić do pracy. 
Uchiha stał wciąż w tym samym miejscu, mimo że Sakura już dawno przestała trzymać go za rękę. I choć na jego twarzy nie można było dostrzec żadnych uczuć, to w środku rozdzierał go dziwny niepokój. Nie potrafił pojąć, co on tu jeszcze robi. Przecież zabrał ją w bezpieczne miejsce. Udzielił pomocy. Najzwyczajniej wykonał przyjacielski uczynek i nie musiał przejmować się, co dalej pocznie jego dawna kompanka. Mógł już odejść. Był wolny.
-Arigato- odezwała się różowowłosa, ponownie zakładając na siebie płaszcz. 
-To był dla mnie zaszczyt pomóc samej medic-ninja.
Właścicielka nie ukrywała oznak zmęczenia. Jej oddech stał się o wiele cięższy, mówiła też o wiele wolniej. 
-Uchiha- sama, w recepcji wnuczka poda ci klucz do pokoju. W razie jakichkolwiek problemów po prostu przyjdź po mnie.
Staruszka ukłoniła się w ich stronę i wyszła z pomieszczenia. Sakura starała się ruszać nogami, ale nie szło jej to zbyt dobrze. Zgięła z wielkim bólem kolana, po czym znów je wyprostowała, masując dłońmi uda. Chciała już chodzić, być niezależną. Po prostu wrócić do pełnego zdrowia. Postawiła stopy na ziemi. I gdy miała już próbować się podnieść, zaraz naprzeciw niej pojawił się Uchiha, który uklęknął, wyjmując coś ze swojej torby.
-Oddasz mi płaszcz. Masz, założysz to- wręczył jej dużą, czarną bluzę, którą posłusznie na siebie nałożyła. On okrył się płaszczem i wyszedł z pokoju. Sakurę zatkało, nie miała zupełnie pojęcia, co myśleć ani jak się zachować. Jakiekolwiek chęci o podjęciu próby chodzenia po prostu wyparowały z jej głowy. Liczył się tylko zapach Sasuke i jego bluza na jej ciele. 
  Czuła się o wiele lepiej. Gorączka ustąpiła, zaczęła też myśleć racjonalnie. Mimo że towarzystwo mężczyzny było jej na rękę, chciała iść już własną drogą. Nie miała co prawda pomysłu, gdzie się udać, ale jedno wiedziała na pewno- nie mogła wrócić do Konohy. Nie obchodziła ją kolejna wojna. Przestała kochać Wioskę, która nie dawała jej nic więcej poza drażniącymi wspomnieniami. Ile można udawać, że jest się gotowym na śmierć? Ile razy byłaby jeszcze w stanie tłumaczyć sobie, że świat nie czeka na nią otworem? Musiała coś zrobić. Nie mogła wrócić do Konohy, spotkać się z Naruto i wyznać, kto ją uratował. Pragnęła przed tym uciec. Po prostu żyłaby w końcu po swojemu...
  Rozejrzała się szybko po pokoju. Nikt jej niczego nie bronił. Wystarczyło wstać i zrobić pierwsze kroki. Sakura z żalem spojrzała na swoje nagie nogi. Wystarczyło jeszcze tylko mieć spodnie...Zerwała się i z zaciśniętymi zębami dotarła do segmentu, skąd wyciągnęła kolejną strzykawkę. Napełniła ją antidotum, aplikując sobie dawkę. Ku jej uciesze zauważyła torbę Sasuke, która stała obok leżanki. Była dosyć spora. Wydobyła z niej spodnie, przewiązując je w pasie wstążką zerwaną z firanki przy oknie. Opróżniła też do połowy sakiewkę, licząc, że może starczy jej to na pierwsze kilka dni. Wyczuwając chakrę Uchihy na kilkanaście dobrych metrów, otworzyła okno, wyskakując przez nie na zewnątrz. Czuła adrenalinę. Czuła się szczęśliwa.
  Dałaby sobie uciąć rękę, że Sasuke nie będzie jej szukał. Była w tym tak przekonana, że już w połowie drogi zwolniła kroku i zaczęła rozglądać się za jakimś ustronnym miejscem. Kupiła najzwyklejsze damskie ubranie, chcąc pozbyć się w końcu bluzy i spodni Uchihy. Ciuchy czarnookiego były ogromne, choć przynajmniej dawały dużo ciepła. Wypełniania ją radość. Euforia i duma zawładnęły jej umysłem. Niestrapiona niczym szła zwyczajnie przed siebie. Pod nosem nuciła sobie ulubioną melodię. Czuła się wolna... W tamtym momencie zrozumiała nagle, dlaczego Sasuke nie potrafił zagrzać nigdzie miejsca na stałe. Wnet pojęła wszystkie pobudki, jakie mogły kierować jej dawnym kompanem. A minęło zaledwie kilka godzin, kiedy opuściła po kryjomu hotel. 
  Ana nie była w jej guście. Uliczki były za wąskie, a wzdłuż nich same stragany, wejścia do sklepów, knajp, restauracji, hoteli. Miasto zajmowało kilkanaście kilometrów kwadratowych, a te, za dnia pogrążone w ciszy i przygotowaniach, nocą oblano światłem kolorowych neonów, które raziły po oczach. Było hucznie i wesoło. Sakura dopiero samego wieczoru pojęła, że to nie sam urok Any. Miasto najzwyczajniej szykowało się do największej imprezy całego roku- w nocy miał nastać nowy rok. Faktycznie. Kalendarz był nieomylny. Haruno musiała przyznać, że przez tą całą wojnę straciła jakąkolwiek rachubę czasu.
  Znowu zaczęła trącać widelcem resztki na talerzu. Sama nie wiedziała, na co miała ochotę. W barze ludzie schodzili się na świętowanie.
-Panienka tak sama?- usłyszała głos kelnera. Był nawet przystojny, ale to swoim uśmiechem od razu zachęcił Haruno, by poświęciła mu chwilę uwagi.
-Sama.
-Ten bar to nie miejsce dla panienki. Proszę mi wierzyć, pracuje tu już kilka lat i żaden sylwester nie był udany. Przychodzą tu najgorsze chlejusy Any. Powinienem gdzieś jeszcze mieć...- mężczyzna zaczął siłować się z fartuchem i kieszonką przy klatce piersiowej- O- wyjął mały świstek- bilet do restauracji Tanoshi. Otrzymaliśmy kilka do sprzedaży. W sumie oddam go panience nawet za darmo. Sam wybieram się tam niedługo. Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie.
Sakura niepewnie schowała bilet, zapłaciła za danie i wyszła, zapominając zaraz o kelnerze i jego zaproszeniu. Nie w głowie jej imprezy. Musiała zaplanować resztę swojego życia. Czuła, że ten dzień był do tego idealny. Jednak spacerując uliczkami, poddała się urokowi wystaw sklepów, gdzie widniały kreacje pięknych kimon w okazyjnych cenach. Jeszcze raz przeliczyła pieniądze skradzione Sasuke. Trudno, przeszło jej przez myśl, od teraz żyję tylko zachciankami
  Zniknięcie kobiety nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, choć nie spodziewał się, że ratunek Haruno będzie go tyle kosztować. Po zimnym prysznicu ubrał się i wyszedł z pokoju, zmierzając na miasto. Gdzieś w holu zaczepiła go wnuczka właścicielki pytająca o jakiś zastrzyk. Machnął na nią ręką, wychodząc bez słowa. Nie będzie przecież odpowiadał za samowolkę tej złodziejki. Jeszcze czego.
  Postanowił wyruszyć z samego rana, ale w planach miał wpierw porządną ucztę w jednej z najlepszych restauracji Any. Czekała go długa wyprawa, a przez kilkadziesiąt kilometrów nie było mowy o jakimkolwiek przystanku. Kelnerka posłała mu zalotne spojrzenie niebieskich oczu, gdy odchodziła ze zleceniem czarnowłosego. Wspomniała mu też, że za ponad godzinę zacznie się tu impreza zamknięta i jeśli nie ma zaproszenia, będzie musiał opuścić to lokum. Kojarzył ją po prostu jako brunetkę z Tanoshi, ale była też jedną z niewielu kobiet, na które Sasuke mógł patrzeć bez końca. Jej sylwetka i ruchy aż domagały się widzów. Uchiha lubił smukłe i zwinne. Ale twarz również była dla niego ważna- koniecznie wyraziste oczy i małe, słodkie usta. Skóra jasna, najlepiej w kontraście z barwą włosów. I w tych krótkich i monotonnych rozważaniach jeszcze raz spotkał się ze wzrokiem kelnerki. I właśnie wtedy, gdy znikała za drzwiami dla obsługi, wydawało mu się, że jej włosy rozjaśniały do różu, a oczy zalśniły trawiastą zielenią. 
  Sama była sobą zachwycona. Ta czerwona sukienka dodawała jej odwagi i dostojności. Włosy spięła w wysoki kok. Na stopy nałożyła świeżo zakupione szpilki. Już bardzo dawno nie dbała o siebie w taki sposób... Stając przed lustrem w hotelowym pokoju, napawała się ostatecznym rezultatem. Jej zachcianką było, aby wyglądać tej nocy oszałamiająco i musiała przyznać, że bez większego wysiłku dopięła swego. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i zaczesała różowy kosmyk za ucho. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz tańczyła lub piła alkohol...
  Zrobiło się naprawdę tłoczno. I choć kelnerka załatwiła mu bilet z własnej woli, to nie odczuwał żadnej potrzeby, aby zostać tam dłużej. Nie miał też ochoty wracać do hotelu, więc postanowił udać się na spacer. Zostawił napiwek i ruszył z miejsca. Kobiety i mężczyźni ubrani odświętnie wchodzili bez przerwy głównym wejściem do środka, zachwycając się od progu ozdobami i nakryciami, jakie oferowało Tanoshi. Sasuke przyglądał się temu niewzruszony, czekając cierpliwie na okazję, aby wyjść z lokalu. Sznur zbitych ze sobą par kończył mężczyzna, wysoki brunet, który teatralnie wymachiwał rękoma, tłumacząc coś swojej towarzyszce. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że kobieta idąca przy boku bruneta miała różowe włosy, a jej kreacja wzbudzała zachwyt nie tylko jej partnera, ale i wszystkich mężczyzn, którzy raz napotykając jej spojrzenie, od razu zostali złapani w sidła uroku kobiety. Sasuke nie miał żadnych wątpliwości, kim jest owa inicjatorka zamieszania. Prychając cicho pod nosem, przeszedł obok niej, trącając ramieniem jej bark. Wyszedł, nawet nie oglądając się za siebie. I mógł przysiąc, że jej oczy wypalały mu dziurę w plecach, gdy jeszcze tylko miała możliwość obserwować jego sylwetkę. Niesamowite. Radziła sobie. I to w taki sposób. Ba, czerpała z życia więcej w ciągu tych kilku godzin nagłej samowolki niż on przez prawie 20 lat. Uczeń chyba przerósł mistrza...
  Dwie godziny i miała dość. Kesu nie okazał się dobrym partnerem. Tańczył koślawo, a rozmowy z nim były istną katorgą, bo mówił bez przerwy tylko o sobie. Ale uśmiech miał ładny, choć i to nie wystarczało, aby Sakura mogła sobie wybaczyć moment, w którym zadecydowała, że pójdzie po niego do knajpy. Naprawdę starała się myśleć pozytywnie. W końcu to był jej czas. Nie musiała zakrzątać sobie głowy wojną, nie musiała martwić się, czy dożyje jutra, bo nic nie wskazywało na to, aby w takim mieście działo się coś, co mogłoby targnąć na jej życie. Jednak spokój ducha Haruno, który pielęgnowała od kilku bitych godzin, zaniechał mężczyzna, dzięki któremu znalazła się w Anie i który wzgardził nią i jej wyglądem wtedy, gdy wchodziła do restauracji. Ale w sumie czego innego można było spodziewać się po Sasuke? I w dodatku mając na uwadze fakt, że zaledwie pół dnia temu okradła go i właśnie balowała za jego pieniądze? Alkohol plótł jej figle. Potrzebowała powietrza. Natychmiast.
  Powiedziała brunetowi, że wychodzi na chwilę na zewnątrz. Uprosiła, by mogła zrobić to sama. Był już tak pijany, że w końcu machnął na nią ręką i zgodził się, pod warunkiem, że zajmie jej to kilka sekund. Sakura była niesamowicie rozbawiona zachowaniem kelnera. Kilka sekund czy minut, czy godzin, czy lat... Co za różnica? Nie miała najmniejszego zamiaru wracać tam z powrotem. Postanowiła wziąć długi spacer. Może kupi szampana gdzieś po drodze, gdy wybije północ. W końcu nadal było ją stać.
   Co się z nią stało? Czy naprawdę pragnęła takiego życia? Niby kiedy udałoby się jej zapomnieć całkowicie o Wiosce Liścia i swoich kompanach? Ile wysiłku by ją to kosztowało? Wydawało jej się, że działa słusznie. Nikt o niej nigdy nie myślał, to ona wciąż troszczyła się o wszystkich wokół. I akurat teraz, gdy kolejny raz Uchiha ratował jej tyłek, postanowiła wszcząć życiową rewolucję... Miała być z siebie dumna. Samotność miała jej odpowiadać. Tymczasem Uchiha jest już daleko za Aną, a ona została tu zdana tylko na siebie, z funduszami, które wystarczą może na jutrzejsze wyżywienie, nie licząc noclegu... Może powinna wrócić do Kesu? Pewnie wciąż tam na nią czekał, licząc wytrwale, ile sekund upłynęło, jak zniknęła. Sakura poczuła, jak mocno żal ścisnął jej serce. Był równie mocny, jak ten z poprzedniego dnia, gdy bała się, że zaraz zginie. I nagle w jej głowie powróciły wspomnienia z ostatniej doby. Głos, dotyk i zapach Uchihy. Chciała oszukać samą siebie, że jest w stanie obyć się bez niego. Bo w końcu już dawno ugasiła uczucie, jakim obdarowała Sasuke, będąc jeszcze młodą nastolatką... Ugasiła, prawda? Pospiesznie zdjęła szpilki, chwyciła je w ręce i zaczęła biec, próbując przypomnieć sobie całą drogę. Co jakiś czas zaczepiała przechodniów, pytając, którędy dotrze do głównej bramy miasta. Może nie było jeszcze za późno? Z pewnością nie miała już nic do stracenia...
  Nie wierzył. Jakby doznał deja vu. Zatrzymał się i powoli odwrócił, przekonując się, że to naprawdę jej chakra. Oddychała głęboko. Biegła. Uchiha zaśmiał się krótko, lodowato.
-Przehulałaś już wszystko? -rzucił w jej stronę. Naprawdę przed oczami stawał mu obraz z dnia, gdy odchodził z Wioski, tylko okoliczności były inne... A może się mylił?
Haruno nie mogła mieć mu za złe za ten komentarz. Doskonale wiedziała, że była teraz jak syn marnotrawny. I tak samo jak on- powróciła, aby prosić o przebaczenie. I choć nie uciekła wcale tak daleko, a sprawa samych pieniędzy najmniej ją obchodziła, to na pewno podzielała te same wyrzuty sumienia. Skrucha i miłość zawitały do jej serca. I nie, Sakura nie była wcale pijana.
-Masz zamiar mi coś powiedzieć? W sumie skrycie liczyłem na jakiś nowy monolog w twoim wykonaniu.
Nie chciała przejmować się jego słowami, w gruncie rzeczy należy jej się gorsze wyzwiska. Przebyła kilka metrów, jakie ich dzieliły, gdy złapała już stabilny oddech. Nieśmiało, drżącymi rękoma, założyła z powrotem buty. Zadarła wysoko głowę, nabierając powietrze do płuc.
-Wiem, że należy ci się szczere dziękuję i przepraszam. I mogę tylko dodać, że nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Ale chcę powiedzieć jeszcze jedno-była coraz cichsza, jej oczy błyszczały w świetle księżyca-proszę, zostań ze mną jeszcze trochę. Proszę.
-Gdzie masz swojego towarzysza? Chcesz znowu mnie okraść?
-Nie.- odparła, stając tak, by ich ciała stykały się ze sobą- Chcę po prostu spędzić sylwestra z dawnym kompanem.
-Ja nie obchodzę takich rzeczy.
Sakura zaśmiała się krótko, zarzucając ramiona na kark mężczyzny. Uchiha stał lekko przygarbiony, przyglądając się różowowłosej z kamienną twarzą. W Haruno odezwał się kobiecy instynkt, jakby nagle przypomniała sobie o zamieszaniu wywołanym w Tanushi i czerwonej sukience, którą wciąż miała na sobie.
-Sasuke... Nie daj się prosić. 
Jej jedna ręka zsunęła się wzdłuż klatki piersiowej czarnowłosego. Przeniosła ją po chwili na swój dekolt, wyjmując stamtąd trochę papierowej gotówki.
-Mogę nawet zapłacić.
Uśmiechnęła się jakby decyzja wcale nie zależała od niego. Objęła Uchihę ponownie, składając na jego ustach powolny, namiętny pocałunek. I choć potrafił powstrzymać swoje żądze, to zwyczajnie nie chciał. Został. Był z nią do bladego świtu, bo zrozumiał, że Sakura stała się jedyną kobietą, dla której mógł stracić głowę. Pojął, kogo tak naprawdę uratował przed śmiercią i kogo przyciskał do piersi, spiesząc po pomoc do Any. Nawet jako nieczuły mściciel uwielbił sobie widok jej zamglonych oczu i kuszących ust proszących o więcej. Czuł się dobrze z myślą, że jest bezpieczna. Nastał w nim spokój, bo w końcu była jego i tylko jego... 
  Nie potrafiła oderwać się od ust Uchihy. I za każdym razem obiecywała, że to już ostatni raz, ostatnie muśnięcie. Za oknem wstawał nowy dzień, a Sakura nadal nie zmrużyła oka ani na moment. Nie darowałaby sobie, gdyby udało mu się zniknąć bez słowa. Owinięta kołdrą błądziła po pokoju, rozglądając się, czy Sasuke spakował wszystkie swoje rzeczy. Zagrodziła mu drogę, wspinając się na palcach. Mężczyzna objął ją w pasie, błądząc nosem po szyi Sakury. Przeszedł ją miły dreszcz.
-Wrócisz do Konohy. Wyślę Naruto wiadomość, by czekał na ciebie- rzekł do jej ucha.
Haruno przewróciła oczami, odchylając głowę.
-To rozkaz?- zakpiła, krzyżując dłonie na piersiach.
-Nie chcesz znać kary za nieposłuszeństwo. 
Na skroni kobiety wystąpiła pulsująca żyłka. Sasuke kojarzył ją bardzo dobrze. To był sygnał, że stąpał po bardzo cienkiej linii... 
-A ty gdzie się teraz wybierasz?
Sakura zadarła wysoko głowę, jednak w jej oczach dojrzał więcej smutku niż pewności siebie.
-Muszę załatwić kilka spraw. Zobaczymy się, jak wrócę.
Nachylił się i dotknął ustami jej czoła. To ostatnie zdanie sprawiło, że w oczach stanęły jej łzy, a serce napełniło się jakąś obawą, choć przecież od tamtej chwili wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej....










------------
*Radiohead- High and Dry
**Ana- miasto wymyślone na potrzebę opowiadania
Wiecie, ile zakończeń miałam w głowie? A i tak, pisząc na bieżąco, powstało kolejne, nowe. Hah, zdarza się.
Już po północy, więc udam, że życzeń nie muszę składać. Ale akcent jakiś został:)
Jak szablon? O matko, długo nie mogłam pojąć, czego od niego oczekuję. Na końcu dotarło do mnie, że chcę go mieć choć na chwilę w cieplejszych barwach, z artem SasuSaku na czele. I proszę. Oto jest. Zobaczymy, kiedy mi się "odwidzi". 
To teraz wracam do rozdziałów. Nareszcie!, bo akcja oneshota dawała mi już chwilami w kość. Ale liczę, że znajdą się tacy, którym się podobało.

Kto wie, może właśnie w zbliżonych okolicznościach powstała Sarada? :D

Baju, kochani <3


3 komentarze:

  1. O 3 w nocy nie miałam już siły na napisanie komentarza, dlatego część moich wypowiedzi może nieco zacierać się nawzajem jak to zwykle bywa gdy emocje nieco opadną :) Na początku jednak chciałabym Ci podziękować za odpowiedzi na komentarze, ponieważ to daje czytelnikowi poczucie solidaryzacji z autorem tekstu. Człowiek ma po prostu ochotę wspierać i cierpliwie czekać aż pojawi się kolejny rozdział opowiadania czy część oneshotu i to jest bardzo miłe ^^
    Co do rozdziału... ciężko mi powiedzieć, ten wydaje mi się nieco gorszy od poprzedniego, ale wciąż trzyma poziom. Wkradło Ci się trochę kolokwializmów, które jakoś tak nie pasowały mi do spójnego tekstu np. „wizje, które ją dołowały” . Możliwe, że to tylko moje odczucie i we współczesnej literaturze stosuje się tego typu zwroty, jednak jestem zwolenniczką wysublimowanego słownictwa. Ot, tyle z rzeczy, które szczególnie mi się rzuciły. Bo przecież nie mogę tylko narzekać na tak dobrą historię i krytykować osobę, którą skrycie podziwiam. Patrząc na całość (a więc wraz z poprzednią częścią) jestem zadowolona, że poświęciłam temu czas, szczególnie, że wyjątkowo przypadło mi do gustu otwarte zakończenie. Nie lubię 100% happy endu, którego tutaj nie było. Czytelnik sam może dopowiedzieć sobie czy Sasuke wrócił do Sakury, czy wręcz przeciwnie (ja dopowiadam sobie, że nie wrócił, ale ciii… ^^) i to daje wyobraźni pole do popisu. Jak myślę co zapewne było dalej od razu widzę jak Sakura cierpi, zamyka się w sobie po tej przygodzie, może nawet jest w ciąży...? Albo zupełnie coś innego; Sasuke do niej wraca, po raz pierwszy daje sygnały, że mu na niej zależy, staje się częścią jej życia itp., każdy czytelnik interpretuje to po swojemu w zależności od preferencji co też jest ciekawym posunięciem z Twojej strony.
    Znów z niecierpliwością czekam na dalsze części „Wybielonych” i pozdrawiam serdecznie.
    Ais

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, już dawno rzuciłam okiem na Twój komentarz, ale specjalnie odczekałam trochę czasu, aby na spokojnie zmierzyć się z odpowiedzią;)
      Najchętniej odniosłabym się do każdego zdania, które napisałaś, ale nie o to chodzi. Z każdym kolejnym komentarzem przekonujesz mnie, że zyskałam naprawdę wymagającą czytelniczkę i pochlebia mi to bardzo. Lubię takie wywody i analizy- od razu wiadomo, jaki cel się osiągnęło, a jaki nie.
      Ten Oneshot kosztował mnie trochę pracy i zaangażowania, ale ostatecznie nie stał się jakiegoś rodzaju wyzwaniem, abym odczuwała presję (błędy, spójność, stylizacja, narracja),ale wiem- powinno być odwrotnie. Jednak wciąż trzymam się wersji, że "odskocznie" rządzą się swoimi prawami.
      Dziękuję za Twoją aktywność. I cieszę się, że Wybieleni nie tracą na uwadze.
      Ściskam cieplutko <3

      Usuń
  2. Nominowała cię od LA więcej u mnie http://deidara-fallen-in-love.blogspot.com/ ^^

    OdpowiedzUsuń