niedziela, 22 marca 2015

Rozdział III




And you, you knew the hand of the devil 
But you, kept us away with wolf's teeth 
Sharing different heartbeats 
In one night*  

  

Skąd mam brać siły? Skąd czerpać kolejne pokłady cierpliwości? Dlaczego trzeba tak długo czekać na odrobinę szczęścia i potem odczuwać nieustający ciężar, jaki za sobą niesie? Jak prawidłowo dzielić się miłością, by nie odbijała się głucho od twojego lodowatego serca? 

Powiedz mi, proszę... Wskaż poprawną drogę. Pozwól rozpalić w sobie ogień. Pozwól zrozumieć i pojąć twoje najskrytsze myśli. Takie rzeczy robi się z miłości; obdarza uczuciem i akceptacją. 
  A ja wciąż chcę. Nadal pragnę dawać, Sasuke...
  Żyłam wciąż wspomnieniami. To tam byłeś bliżej mnie. Opiekowałeś się mną i chroniłeś mnie na swój unikatowy sposób. Słowa i obietnice zostawały gdzieś w tyle. Były po prostu zbędne. To czynami pieczętuje się pragnienia i uczucia. Po co przedłużać do tego drogę, wypowiadając nieznaczące słowa? I mogłabym przysiąc, że znów stałeś się Uchihą sprzed 10 lat, a dobro zawsze kryło się w twoim wnętrzu- dlatego walczyłeś z nami do końca, a potem wróciłeś, jak obiecałeś. Zależało ci i wiedziałeś, że masz mnie- swoją nadzieję i wybawicielkę. Tylko dlaczego, biorąc pod swoje skrzydła, związałeś mi po chwili ręce i nogi, a usta skutecznie zakleiłeś, nie chcąc prowadzić ze mną żadnych konwersacji? Przygarnąłeś mnie i jednocześnie odrzuciłeś w imię swoich bezsensownych zasad. Moje życie toczyło się według twojego kodeksu, którego kolejne punkty odkrywałam po czasie. I na upartego ten cały spis można było skrócić do jednego hasła: "kochasz-nie pytaj". Przestałam pytać. A miłość przybierała różne oblicza...
  Nie było cię od kilkunastu dni. Chodziłam znerwicowana, bo zaczęłam już odczuwać wrażenie, że uroiłam sobie twój powrót i nasz ślub w Kusagakure. Wszystko zdawało się istnieć jedynie w mojej głowie. Nigdy wcześniej nie zostawiałeś mnie tak długo samej. Przez cztery miesiące przywykłam do ciszy, do twojej ignorancji, do nocy i dni bez uwagi, bez dotyku i rodzinnej atmosfery. Byłeś coraz dalej, a ja nienawidziłam cię za to. Jedynie, w bardzo niewielu przypadkach, odzywałeś się podczas obiadu, nie patrząc w moją stronę i pytając, czy czegoś mi brakuje. Zawsze milczałam. Wtedy wstawałeś niewzruszony i udawałeś się za dom, aby odbyć swój trening. Nie zatrzymywałam cię. 
Nie umiałam po prostu do ciebie dotrzeć. Nie wiedziałam, jak naprawić nasze relacje. Tak bardzo miałam sobie za złe, że i tym razem nie jestem ci w stanie pomóc... A sama potrzebowałam od ciebie tak niewiele i nie dostawałam nic...
    
  Byłam przerażona. Stałam jak słup soli i tylko dzięki dreszczom, jakie zaczęły wstrząsać twoim ciałem, oprzytomniałam, podbiegając do ciebie.
  Usłyszałam z dołu hałas, a przecież nie mogłam spodziewać się nikogo innego poza tobą. Rozległ się huk i dopiero na schodach zdałam sobie sprawę, że to musiał być twój upadek. Leżałeś na wznak umazany we własnej krwi, ledwo żywy. Odzienie było poszarpane, płaszcz znikł, a powieki miałeś mocno zaciśnięte. Pojawiły się regularne drgawki. Płakałam, choć wydawało mi się, że czułam tylko strach. Możliwe, że roniłam łzy w nadmiarze przybywających obaw i rozterek. Mówiłam do ciebie, krzyczałam, ale ty jedynie otworzyłeś z wielkim wysiłkiem swoje zmęczone oczy, szukając mnie wzrokiem. Nachyliłam się nad twoją twarzą, a zielona poświata okalała moje dłonie, które przyłożyłam do największej rany.
-Powiedz mi, kto ci to zrobił?
Przez łzy nie widziałam dobrze twojej twarzy. Rozproszona i nadal pełna lęku przeniosłam ręce w inne miejsce na twoim ciele. Delikatnie zderzyłam nasze czoła.
-Sasuke-kun...
 Tak naprawdę nie zmieniłam się w żaden sposób i choć miałam siłę i umiejętności, aby uchronić cię przed śmiercią, to nie miałam spokoju, za który może nawet nosiłbyś mnie na rękach... W duszy doskonale wiedziałam, jaką chciałbyś, abym była. Nie mogłam jednak zrezygnować ze swojej prawdziwej natury- tej słabej i bojaźliwej, nad którą przecież pracowałam tyle czasu... Nie potrafiłam pozbyć się tych odruchów, nie umiałam zamienić się w kogoś innego... Moja wrażliwość była częścią mnie, a łzy przychodziły same, zwiastując kolejne cierpienie, obawy i lęki... Ponieważ znowu. Bałam się. O ciebie.
  Minęło kilka godzin, zanim resztkami sił zaprowadziłam cię do sypialni i ułożyłam na łóżku. Gdy tylko miałam pewność, że przeżyjesz, uspokoiłam się, płacz ustał i mogłam dokończyć twoje leczenie. Czułam wstyd z powodu swoich słabości, ale ostatecznie zdawałam sobie sprawę, że nie możesz mi mieć niczego za złe. Nie miałeś prawa. Uratowałam cię. Przywróciłam do życia. W płaczu, pełna strachu i przerażenia, którym tak bardzo gardzisz, ale mimo wszystko zrobiłam to- zaopiekowałam się tobą. Nie z obowiązku żony, a z czystej miłości, Sasuke... Wspomnienia z egzaminu chunnina błąkały się gdzieś w mojej podświadomości. Ten sam lęk i walka o przetrwanie... 
  Oddychałeś spokojnie. Siedziałam obok, ze skrzyżowanymi nogami. Moja głowa zwyczajnie pęczniała od pytań, były ich miliony. Nie rozumiałam, kto byłby w stanie doprowadzić cię do takiego stanu. Czy to możliwe, że trafiłeś na kogoś silniejszego od siebie? Czy musiałeś się wycofać? Jakiego rodzaju był to konflikt? Jak długo on trwa? Czy nadal grozi ci... nam... niebezpieczeństwo?
Poruszyłam nerwowo głową. To był jakiś koszmar. Chwilami próbowałam wziąć się w garść, zacząć analizować, szukałam wniosków, motywów... Łudziłam się, że doświadczę pewnego olśnienia, które pozwoli mi pojąć wszystko od początku do końca. 
Byłam zwyczajnie głupia. Głupia, bo bezsilna i bezradna... Odcięta od jakichkolwiek wiadomości od ponad czterech miesięcy mogłam spodziewać się niemal wszystkiego. Nawet końca świata. Tak długo poddawałam się twojej niewoli, że chwilami potrafiłam wyobrazić sobie najgorsze scenariusze. I drżałam, drżałam na samą myśl, że w końcu przyjdzie moment, gdy się przebudzisz, a ja pełna trwogi zasypię cię milionem pytań. A ty znów nie powiesz nic i zostawisz mnie samej sobie...
Wzięłam szybki prysznic, wyciągnęłam nocną koszulę z szafy i ułożyłam się tuż przy twoim ciele, przeczuwając, że prawdziwy koszmar dopiero miał swój początek. I był to zwiastun czegoś niewyobrażalnie strasznego, gdzie ktoś już dawno przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę. Jednak wyrywając ją wpierw bezpośrednio właśnie z twoich rąk, prawda?... 
To nie mogło być prawdą. Ile razy u początku drużyny siódmej toczyliście z Naruto poważne walki, odnosząc obrażenia, nie będąc w stanie stać później na własnych nogach? I te pierwsze misje, gdy wróg nagle stawał się śmiertelnym zagrożeniem, a wy zawsze kosztem ostatnich sił potrafiliście odnieść zwycięstwo. Przecież na końcu zawsze był śmiech... 
I moja niewiele wnosząca postać, która znaczyła tyle samo, co zwykła kula u nogi.
Długo czułam się bezwartościowa, wiedziałam, że przeszkadzam wam się rozwijać i stanowię rodzaj przeszkody do osiągnięcia pewnych celów.
Jednak to właśnie tam zdałam sobie sprawę, że jestem częścią wspaniałej drużyny i że życie młodej kunoichi wymaga wiele odwagi i heroizmu. Dlatego w lesie śmierci byłam gotowa oddać za was życie. Nie było Kakashiego, nie było nikogo więcej. Tylko nasza trójka. Musiałam was chronić za wszelką cenę. Tego dnia moja determinacja zrodziła siłę, o jakiej wcześniej mogłam tylko pomarzyć. Zrozumiałam, że podejmuję się walki z miłości i dla honoru. 
A teraz? Co robić teraz? Czego się spodziewać? W mojej głowie pustka. I strach.
  Nie mogłam zasnąć. Czuwałam, choć organizm wołał o odpoczynek. Tylko jak spokojnie oddać się w ramiona Morfeusza, jeśli mam cię przy boku, tak bezbronnego, sprzed chwili wyrwanego ze szpon śmierci? I kiedy leżałam skulona tuż przy twoim ramieniu, coś w środku targało moimi uczuciami. Jakby uwalniała się jakaś straszna, ciemna siła i bezlitośnie zmieniała oblicze mojej miłości. Dziś już wiem, co to było. I nagle wszystko staje się zrozumiałe. Nie chciałam ulec presji, nie mogłam się załamać. Musiałam walczyć o kolejne pokłady cierpliwości, musiałam znaleźć sposób, jak uzyskać siłę, aby znieść jeszcze więcej niż dotychczas... 
  W środku nocy wstałam na równe nogi i zeszłam na dół, zostawiając cię samego w naszej sypialni. Nie posiadałeś nic osobistego; nie prowadziłeś żadnego notesu, nigdy nie natknęłam się na żadną dokumentację w domu. Bo byłeś niezależny i wszelkie sprawy zawsze załatwiałeś osobiście lub zwyczajnie ignorowałeś je. Ale czy przypadkiem czegoś nie przeoczyłam? Może była rzecz, jakiś detal, który miałam tuż przed nosem, ale nie potrafiłam go dostrzec? Z drugiej strony ciężko było uwierzyć, abyś popełnił gdzieś błąd i nieświadomie pozostawił ślad, wskazówkę, która pomogłaby dotrzeć do prawdy. Ty nigdy nie popełniałeś takich błędów. Ale nie chciałam pogodzić się z przegraną. Presja była zbyt wielka. I te nowe uczucia, które rodziły się w mojej duszy...
 Bez pieniędzy, bez pakunku, ubrana w strój, w którym przybyłam z tobą do Kusagakure... Czułam ogromny strach. Jednocześnie ambicja rozstrzygnięcia zagadki motywowała do podjęcia drastycznych środków. Zakładając swoje wysokie buty, straciłam na chwilę równowagę, zaraz podtrzymując się ściany. Byłam zmęczona. Twoje leczenie, nieprzespana noc... Wszystko działało na moją niekorzyść. Jednak taka okazja mogła się już nie powtórzyć. Wiedziałam, że zdradzam cię w pewien sposób. Ale mimo wszystko łudziłam się, że zrozumiesz... Że domyślisz się, co czułam, widząc cię w takim stanie. Że cztery miesiące bierności zwyczajnie stanowiły mój limit.
  Położyłam dłoń na klamce. Jeszcze nie jest za późno, przeszło mi przez głowę, wciąż możesz zrezygnować i wrócić tam, do niego, czuwać przy nim. Tylko co by to dało? Czy naprawdę potrafiłabym znieść kolejne dni ciszy? A czy potrafisz sobie poradzić z tym, co czeka za drzwiami?
  Zamarłam. Serce podskoczyło mi do gardła. 
  Cichy jak zawsze. Dyskretny i obecny, gdy najmniej się ciebie spodziewam... 
  Twoja ręka spoczęła na moim ramieniu. 
  Bałam się odwrócić.
  Spojrzeć na ciebie.
  Przyznać, że chciałam się wymknąć...
-Nie wierzę, że uciekasz właśnie teraz.
  Nie wiedziałam, co dotknęło mnie bardziej- twoja arogancka pewność, że będę gnić w Kusagakure do końca swoich dni, czy oskarżenie, że uciekam... Ja uciekam? Kto czynił to przez te wszystkie tygodnie, pozbawiając mnie wszelkich nadziei na lepsze jutro? 
Zdjęłam twoją ciepłą dłoń z mojego ramienia.
-Mam dosyć, rozumiesz?
Odwróciłam się do ciebie. Z zawziętością spoglądałam w twoje oczy. Były tak samo chłodne jak każdego poprzedniego dnia. Zero wdzięczności. Bez empatii.
W moich zaś płonął ogień.
 -Powiesz mi coś wreszcie?! Czy znowu mnie zignorujesz i zostawisz samą na kilka tygodni?
Ale ty wcale nie odszedłeś. Stałeś niewzruszony, nie spuszczając ze mnie wzroku. Świtało, promienie słoneczne przedzierały się do pomieszczenia jakby pragnęły musnąć tylko twojego ciała. Wydawałeś się jeszcze wyższy niż zazwyczaj. Mięśnie brzucha, na których jeszcze kilka godzin wcześniej widniały jedne z najgroźniejszych ran, były bez szwanku. Włosy opadały gładko na twoją bladą twarz. I nic by nie zdradzało, że byłeś blisko śmierci, gdyby nie twoje długie, czarne spodnie, nadszarpane i umazane plamami krwi. Twojej krwi.  
Nie reagowałeś.
-Cholera,Sasuke! Gdybyś zjawił się kilka minut później, to...  -zacisnęłam w złości pięści- Długo wmawiałam sobie, że wytrzymam to wszystko, ale dzisiejszej nocy... Powiesz mi, co się dzieje? Gdzie znikasz? Dlaczego trzymasz mnie wciąż na dystans? 
Cisza. Chyba ta najbardziej bolesna ze wszystkich poprzednich. Bo naprawdę mnie słuchałeś. Tylko co z tego, jeśli nadal zamierzałeś trzymać wszystko w tajemnicy? 
-Jestem twoją żoną, Uchiha! Czy dla ciebie w ogóle coś to znaczy? 
Krzyczałam, a chwilami wypychałam z trudem słowa przez zęby. Emocje brały nade mną górę. Chciałam zrobić ci krzywdę. Słowa na ciebie nie działały. Moje uczucia nie stanowiły dla ciebie żadnej wartości. Znów nie można było do ciebie dotrzeć.
Odwróciłam się gwałtownie w stronę drzwi. Moja ręka wysunęła się w kierunku klamki. Powtarzałam sobie, że jestem w stanie to zrobić. Odejść na twoich oczach. Sama szukać prawdy i spróbować zrozumieć, dlaczego zabrałeś mnie właśnie tutaj...
Poczułam twój oddech na karku. Zapach twojego ciała przyprawił mnie o dreszcze. Nie cofnęłam ręki. 
-Nie wolno ci, Sakura.
Wstrzymałam powietrze w płucach. Miałam ochotę się uszczypnąć. Sprawdzić, czy nie było to wszystko snem. Ta sytuacja przeradzała się w absurd. Od czasu ceremonii jeszcze nigdy nie poświęciłeś mi tyle uwagi. A twój oschły ton nie sprowadził mnie wcale na ziemię. Moje serce biło zdecydowanie za szybko. 
Przełknęłam cicho ślinę.
-Muszę. -odparłam, naciskając na klamkę.
Dłońmi chwyciłeś mnie za biodra i przyciągnąłeś mocniej do klatki piersiowej. Cofnąłeś się kilka kroków tak, by moja ręka straciła kontakt z drzwiami. Fala gorąca uderzyła w moje ciało. Zatopiłeś swój nos i usta w moich włosach. Nie mogłam się ruszyć. Byłam sparaliżowana.
-Cztery miesiące temu zostawiłaś Konohę i poszłaś ze mną- mówiłeś bardzo cicho, twój głos był niski, z trudem nadążałam nad znaczenie słów. Byłeś tak blisko....-Dlaczego?
Westchnęłam niekontrolowanie, gdy zacząłeś gładzić moją skórę pod bluzką. 
-Wiesz, dlaczego...
-Wiem. Dlatego tutaj jesteś. I będziesz- pocałowałeś mój prawy policzek- ze mną.
Nie potrafiłam skupić się na twoich słowach. Zafascynowana i zawstydzona twoim dotykiem, miałam wrażenie, że za moment stracę przytomność. Psychicznie potrzebowałam twoich czułych gestów. Ale to nie tak miało być. Chciałam prawdy. Nie poleceń. Nie rozkazów. 
Moja świadomość stawała pod wielkim znakiem zapytania. Uchwyciłeś moją pierś, lekko ją zaciskając. Chciałam się wyrwać, to było dla mnie zbyt wiele. Jednak twoja druga dłoń wciąż dociskała moje ciało do twojego. I gdy przestałam się opierać, pocałowałeś skrawek mojej szyi. Jeden raz. Drugi. Trzeci. Patrzyłam spod przymrużonych oczu wprost na drzwi, które nagle zdawały się w ogóle nieosiągalne. 
 Mój oddech stał się płytki. Miałam mętlik w głowie. Nie potrafiłam znaleźć żadnych słów i pytań, więc w ciszy oddawałam się twojemu dotykowi. 
Nagle zsunąłeś moją różową spódniczkę. Zamarłam, a krótki jęk rozpaczy wydobył się z moich ust.
-Sakura.
Podążyłam za głosem, odwróciłam twarz na moje prawe ramię. 
Twoja ręka przeniosła się z mojego biodra na lewę udo. Pocałowałeś mnie krótko, ale nie odsunąłeś twarzy. Mówiąc, wciąż czułam twoje wargi na swoich.
-T-tak?
-Tutaj jesteś bezpieczna.






---------------

*Jose Gonzalez- Heartbeats (kocham tę reklamę, sony rules)
Zaniedbałam Was? Przepraszam. 
Jest 2:30, ale publikuję. Na świeżo. W południe będę szukać błędów, teraz będzie to jedynie syzyfowa praca.
Co u Was, kochani? Jak się podobał rozdział?
Pozdrawiam <3






14 komentarzy:

  1. O matko, szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się tak nagłego wprowadzenia akcji, choć wcale mi to nie przeszkadza. Przeciwnie. Teraz rozbudziłaś moją ciekawość, oczywiście kończąc w najciekawszym momencie. Cholera...
    Pozwól jednak, że moje rozterki emocjonalne zostawimy w kącie i przejdziemy dalej, bo chyba nie skończyłoby się marudzenie, że „ja chcę wiedzieć co będzie później”. Notkę czytało mi się całkiem przyjemnie, aż w pewnym momencie „BUM!”. Błyskawiczna myśl, że to zaczyna wyglądać tak jakby Sasuke napadł na Konochę, a potem konsternacja. Bo przecież nie mógł napaść na wioskę, co nie? Tak, tak Aisik lubi sobie powymyślać niestworzone historyjki w tym swoim pokręconym łebku. W każdym razie zaintrygował mnie tajemniczy, silny wróg i taka nagła zmiana Sasuke. Awrr... może wreszcie zacznie ją dotykać, albo okaże się takim 100% skurwysyna i zrobił to tylko i wyłącznie po to żeby zatrzymać ją przy sobie. Chyba nie jestem w stanie powstrzymać się od dalszego snucia domysłów ^^
    Co do samej notki rzucił mi się w oczy tylko ten taki mały szczegół o objęciach Orfeusza, chociaż chyba chodziło Ci o Morfeusza. Poza tym cud malina <3
    Pozdrowienia Ais

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieje się, prawda? A to dopiero początek! To jedno z niewielu opowiadań, które piszę z gotową, zarysowaną fabułą. Cieszę się, że z Twojego pozytywnego odzewu i widzę, czytając Twoje teorie, że mam spore szanse zaskoczyć Cię jeszcze nie raz:))
      Dziękuję za komentarz (dzięki za znalezioną literówke)
      Ściskam mocno <3

      Usuń
  2. Jest rozdział! Matko jedydna , wiesz jak mi serducho bije? Czekałam , wchodząc tu codziennie z niecierpliwością i ekscytacją i wiesz co? Nie zawiodłam się. Bo tak szybko , tak bardzo szybko sie wszystko dzieje , że niewiem co myśleć. Wiesz , że pisze na jednym wdechu? Jestem świeżo po przeczytaniu i moge pisac dziwne rzeczy albo mówić ci jak sie ciesze , skacząc jak małe dziecko ale nie zaprzeczam , że tak nie było. Mniejsza konkrety. Po pierwsze zaprzeproszeniem jest zaje... (wiemy o co chodzi a wole wulgaryzmami nie walic). Po drugie a właściwie niewiem co po drugie to powiem , że zwaliłaś mnie z nóg dosłownie, częse sie jak galateta. Po trzecie nie mam pojęcia dlaczego wyliczam ale już chyba wspominałam , że bede dziwne rzeczy opowiadac , no wiec nie wiem jak to opisać ale cie K O C H A M i twoje O P O W I A D A N I E też. Jesteś cudem , aniołem , poprostu Bóg cie zesłał na ziemie nam. Wiesz co ci powiem? Jestem troszku zazdrosna bo masz taka wyobraźnie , tak pięknie piszesz . Przez ten monolog poniekąd sama ze sobą , chciałam powiedzieć jedno K O C H A M. Jedno słowo określa wszystko. Buziaaaaki przesyłam , ogółem pozdrawiam i mam prośbę. Napisz następny rozdział szybciutko ( nie pośpieszam oczywiście) bo zawału dostanę z tych emocji. Przepraszam za błedy i na koniec powiem jedno. CZEKAM Z CIERPLIWOŚCIĄ ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu Twojego komentarza, udzielają mi się te same emocje:)
      Do cudu i anioła mi daleko, ale słowa naprawdę przemiłe.
      Peace & love, niech Bóg Cię błogosławi <3

      Usuń
  3. Czytając poprzednie rozdziały czułam uścisk w sercu. Opisujesz wszystko w taki sposób że człowiek dosłownie wchodzi w przysłowiowe "buty" Sakury. Coś co uwielbiam w blogach i ich opowiadaniach, niestety niewiele takich jest. Że tak powiem, atmosfera jest przygniatająca. Ta jego obojętność wobec oddanej mu Sakury. Aż chciało by się dodać trochę koloru do tego wszystkiego, jej rozmyślania i odczucia, aż krzyczą o pomoc! Tyle w tym emocji. (niewiele książek potrafi w takim stopniu pozwolić czytelnikowi wleźć w skórę bohatera, czuć to co on, tobie się to udało, a uwierz mi przeczytałam multum książek, setki tysięcy ;)) Wiedziałam jednak że jego zachowanie jest trochę podejrzane. Wiedziałam że jest drugie dno. I oto ten rozdział pokazał że się nie myliłam. A ostatnie słowa Sasuke sprawiły że zadrżałam ze szczęścia że mimo wszystko, nie jest takim pustym i znieczulonym człowiekiem. Wspaniałe opowiadanie, trafia do ulubionych ;) (normalnie czytając tak wspaniałe blogi jak między innymi twój, mam ochotę wygrzebać swoje stare opowiadania, tchnąć w nie życie i pisać dalej, po wielu latach przerwy).

    Życzę weny na napisanie następnego, wspaniałego rozdziału. Będę czekać ;)

    Pozdrawiam,
    Nessa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za cudowny komentarz. Wzruszam się, dowiadując, jak rozdziały wpływają na czytelników. Staram się jak mogę i to wspaniały prezent otrzymywać takiego rodzaju "recenzje".
      Pisz, pisz, pisz! Może już niedługo będę mieć okazję zgłębić Twoje myśli? Zachęcam:)
      Trzymaj się i zapraszam ponownie<3

      Usuń
  4. Może zacznę dośc niekonwencjonalnie..ale jakże jestem szczęśliwa, że to dopiero III rozdział i prawie już od samego początku mogę współistnieć z tą historią i jej przyszłymi losami. ;)
    Nie jestem chyba w stanie znegować tu żadnej Twojej czynności, żadnego słowa, a tym bardziej zdania. Piszesz zupełnie tak jakbym wcieliła się w główną bohaterkę - jakbym była Sakurą, była tam gdzie ona, myślała tak jak ona i czuła zupełnie to samo co czuje jej serce. Opisujesz jej postawę i relację w sposób tak dokładny, że moja wyobraźnia pozostaje bezbronna na Twoje słowa. W pełni się im oddaje, jest cała ich.
    Uwielbiam tego naburmuszonego, pewnego siebie i oschłego Sasuke.. który istnieje równiez w tej opowieści. Uwielbiam to kiedy jest obojętny na otaczającą go rzeczywistość i nie jest w stanie zainteresowac się bezbronną i oddaną mu Sakurą.
    To jest tak piękne.. ponieważ w końcu następuje jego przemiana. (Prawda?) :> I wiem, że ją zapewne równiez opiszesz cudownie.
    Tak jak zakończyłas własnie ten rozdział, a ja z niecierpliwością wpatruję sie w liczbę 40.. dająca mi do zrozumienia, że od następnego dzieli mnie całe 60%.. najdłuższych i najobszerniejszych 60% jakie odczuwałam. ;)
    Kim naprawde jej Sasuke? Czekam. <3
    Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny. ;))
    Oczywiście OBSERWUJĘ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile otuchy mi dodałaś! Dziękuję ślicznie za te słowa, wzruszyłam się:)
      Rozdział IV w drodze!
      Ściskam i całuję:)

      Usuń
  5. Kocham! Kocham! Kocham!
    I tak, zdecydowanie czuje się jako czytelnik zaniedbana!
    Powiedz mi Ewjo dlaczego piszesz tak cudownie? Nie mogłam się oderwać od ekranu po pierwszym zdaniu. Uwielbiam Twoje opowiadanie i naprawdę nie mogę sie doczekać ciągu dalszego, który, jak mam nadzieje, następy szybko ;)

    ściskam gorąco i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle miłości w tym komentarzu!!
      Moje serce raduje się ogromnie, dziękuję za wsparcie:)
      Już czuję przypływ weny hihi

      Pozdrawiam, peace & love, kochana <3

      Usuń
  6. Okej, powiem krótko...
    JEST DOBRZE XD
    czekam na kolejne!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. cały czas czekamy na ciąg dalszy! :D

    OdpowiedzUsuń